A skoro już o żarciu mowa, wszystko wskazuje na to, że jakąś osobliwą, podjętą po tajniacku uchwałą rady gminy w moim rodzinnym mieście ogłoszono nagle prohibicję na tymianek. Przysięgam, w żadnym, absolutnie żadnym sklepie go nie ma. Wychodzi na to, że wzięli i zdelegalizowali. Poważnie.
W sumie, jak tak oglądam ostatnio Kuchnię+, wcale się nie dziwię, że ograniczają ludziom dostęp do różnych ziół. Jeśli to, co palą prowadzący*, to tymianek, to naprawdę nieźle tarmosi.
* Moją ulubienicą jest aktualnie histerycznie podekscytowana Claire Robinson - nie mam pojęcia, co to dziewczę dorzuca sobie do żarcia, ale jestem pewna, że nie jest to rozmaryn ani kolendra. A najlepsze są te wszystkie nieprawdopodobne kulinarne tricki, którymi dzieli się ze światem - gdyby nie Claire, nie miałabym pojęcia, że czekoladę można roztopić w kąpieli wodnej (!). Wczoraj natomiast zademonstrowała prawdziwe czary: przykrywamy garnek pokrywką i włączamy palnik, coby poddusić szpinak. OMG! Toż to magia!
poniedziałek, 28 stycznia 2013
poniedziałek, 28 stycznia 2013
Kawa wyszła, a ponieważ póki co nie znalazłam w sobie wystarczająco dużo motywacji, by też wyjść, na przykład do sklepu, ostała się jeno rozpuszczalna. Wspólnie z Rodzicielką uznałyśmy, że jakoś będziemy z tym żyć.
Więc żyjemy, przykładnie i zgodnie z zaleceniem lekarskim: nie dość, że w domu bez nikotyny (moja rakieta się nie liczy!), bez słodyczy, cholesterolu, soli i tłuszczu, to jeszcze bez kofeiny. I bez seksu, za to - przynajmniej jeśli o mnie chodzi - aktualnie w trybie ora et labora.
Wygląda na to, że przyjechałam na placówkę do żeńskiego zgromadzenia zakonnego!
•
Konieczność gotowania o zaostrzonym rygorze ma zresztą tę zasadniczą zaletę, że wyzwala niesamowite pokłady kulinarnej kreatywności. Oczywiście kudy mi tam do eksperymentatorskiego ducha Konku, ale i tak sądzę, że przez ostatni tydzień moje ukryte talenta w dziedzinie produkcji dóbr jadalnych spod znaku vege-srege-vegan-sregan-slow-łokurwa-tru-amish znacznie się rozwinęły.
Dziś na ten przykład kuchnia zaserwowała wegańską tartę na mące żytniej razowej, z cukinią, rozmarynem i zapieczonym kalafiorowo-oliwkowo-migdałowym puree na wierzchu. Pyszności, choć odrobinę szkaradnawe, bo w wyjątkowo niezachęcających burościach.
Tak czy owak w milczącej, niepisanej rywalizacji z moim chłopcem o tytuł Miszcza Tart i Kiszyków wciąż prowadzę. Ha!
•
A skoro czasy teraz takie, że nawet taka średnio rozgarnięta kuchta jak ja może prezentować światu swoje wytwory i realizować się jako niewydarzony miszcz nieudolnej fotografii komórkowej, więc co się będę hamować. U siebie jestem, wolno mi.
Więc żyjemy, przykładnie i zgodnie z zaleceniem lekarskim: nie dość, że w domu bez nikotyny (moja rakieta się nie liczy!), bez słodyczy, cholesterolu, soli i tłuszczu, to jeszcze bez kofeiny. I bez seksu, za to - przynajmniej jeśli o mnie chodzi - aktualnie w trybie ora et labora.
Wygląda na to, że przyjechałam na placówkę do żeńskiego zgromadzenia zakonnego!
•
Konieczność gotowania o zaostrzonym rygorze ma zresztą tę zasadniczą zaletę, że wyzwala niesamowite pokłady kulinarnej kreatywności. Oczywiście kudy mi tam do eksperymentatorskiego ducha Konku, ale i tak sądzę, że przez ostatni tydzień moje ukryte talenta w dziedzinie produkcji dóbr jadalnych spod znaku vege-srege-vegan-sregan-slow-łokurwa-tru-amish znacznie się rozwinęły.
Dziś na ten przykład kuchnia zaserwowała wegańską tartę na mące żytniej razowej, z cukinią, rozmarynem i zapieczonym kalafiorowo-oliwkowo-migdałowym puree na wierzchu. Pyszności, choć odrobinę szkaradnawe, bo w wyjątkowo niezachęcających burościach.
Tak czy owak w milczącej, niepisanej rywalizacji z moim chłopcem o tytuł Miszcza Tart i Kiszyków wciąż prowadzę. Ha!
•
A skoro czasy teraz takie, że nawet taka średnio rozgarnięta kuchta jak ja może prezentować światu swoje wytwory i realizować się jako niewydarzony miszcz nieudolnej fotografii komórkowej, więc co się będę hamować. U siebie jestem, wolno mi.
![]() |
Pieczone bakłażany z pomidorkami |
![]() |
I smoczy owoc. Trochę mnie rozczarował, bo lepiej wygląda, niż smakuje |
sobota, 26 stycznia 2013
sobota, 26 stycznia 2013
Z okazji łikendowego widzenia Konku (aka Narzeczu) - poza skrzynką pełną topinamburów*, jabłek i inszych dóbr jadalnych - przywiózł mi mój przepiękny pierścionek.
Oficjalna wersja jest taka, że to z powodu lekkiego przeszacowania rozmiaru mojej kończyny pierścionek od czasu widowiskowych zrękowin krążył był po jubilerskim niebycie, skrycie podejrzewam jednak, że istniejący problem techniczny był o wiele grubszego kalibru. I polegał głównie na tym, że sprzęt wymagał dostrojenia do moich parametrów i podkręcenia wbudowanego weń GPS-a zintegrowanego z elektrycznym pastuchem. Teraz, za każdym razem, kiedy przyjdzie mi do głowy jakiś durny pomysł albo oko ucieknie nie w tę stronę, co trzeba, i zawiśnie na zbyt długą chwilę na jakimś przystojnym młodzianku, mój pierścionek z pastuchem przyładuje mi 220 V bez uziemienia. Na bank.
Tak czy owak - dowód rzeczowy jest, teraz już nie dam rady się wykręcić.
I bardzo a propos pastucha, brylantów i romantyzmu:
Czy coś.
* Przychylam się do stwierdzenia, że ta nazwa musiała, po prostu musiała zostać wymyślona przez jakiegoś wesołego gracza w skrabla, któremu bardzo zależało na tym, by zgarnąć jak najwięcej punktów. Dodatkowo, ponieważ przez pewien czas nie byłam w stanie jej zapamiętać, z niewiadomych przyczyn kojarzyła mi się z czymś pośrednim między "kumkwatem" a "totumfackim" (uwielbiam to słowo!). W każdym razie uważam, że jest ładna, a skrót wymyślony przez Konku, czyli "topiki", jest po prostu przeuroczy.
Oficjalna wersja jest taka, że to z powodu lekkiego przeszacowania rozmiaru mojej kończyny pierścionek od czasu widowiskowych zrękowin krążył był po jubilerskim niebycie, skrycie podejrzewam jednak, że istniejący problem techniczny był o wiele grubszego kalibru. I polegał głównie na tym, że sprzęt wymagał dostrojenia do moich parametrów i podkręcenia wbudowanego weń GPS-a zintegrowanego z elektrycznym pastuchem. Teraz, za każdym razem, kiedy przyjdzie mi do głowy jakiś durny pomysł albo oko ucieknie nie w tę stronę, co trzeba, i zawiśnie na zbyt długą chwilę na jakimś przystojnym młodzianku, mój pierścionek z pastuchem przyładuje mi 220 V bez uziemienia. Na bank.
Tak czy owak - dowód rzeczowy jest, teraz już nie dam rady się wykręcić.
I bardzo a propos pastucha, brylantów i romantyzmu:
Czy coś.
* Przychylam się do stwierdzenia, że ta nazwa musiała, po prostu musiała zostać wymyślona przez jakiegoś wesołego gracza w skrabla, któremu bardzo zależało na tym, by zgarnąć jak najwięcej punktów. Dodatkowo, ponieważ przez pewien czas nie byłam w stanie jej zapamiętać, z niewiadomych przyczyn kojarzyła mi się z czymś pośrednim między "kumkwatem" a "totumfackim" (uwielbiam to słowo!). W każdym razie uważam, że jest ładna, a skrót wymyślony przez Konku, czyli "topiki", jest po prostu przeuroczy.
poniedziałek, 14 stycznia 2013
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Zgodnie z teorią wyrażoną w jednym z ukochanych filmów mojego dzieciństwa wszystkie psy idą do nieba.
Dzisiaj do Psiego Nieba trafił Korek.
Czuję się parszywie.
Dzisiaj do Psiego Nieba trafił Korek.
Czuję się parszywie.
sobota, 12 stycznia 2013
sobota, 12 stycznia 2013
Nie dość, że w sprawach poważnych niewesoło, to jeszcze te niepoważne bezczelnie robią sobie ze mnie jaja. Dziś na ten przykład upokorzyła mnie pralka Rodzicielki.
O tym, że to piekielne urządzenie jest mądrzejsze niż ja, wiedziałam od dawna, nie sądziłam jednak, że aż tak. Dobrze, że poza inteligencją oraz licznymi pokrętłami i guziczkami posiada też takt - podejrzewam, że to jedyny powód, dla którego między życzeniem miłego dnia, godziną, informacją o pogodzie, aktualnym biorytmie, kursie euro i o tym, że czas wyciągnąć pranie, nie wyświetla mi komunikatu: "ALEŚ TY DURNA".
Tak. Proces prania na ogół przebiega sprawniej, jeśli pamięta się o uprzednim odkręceniu wody.
Oklaski.
O tym, że to piekielne urządzenie jest mądrzejsze niż ja, wiedziałam od dawna, nie sądziłam jednak, że aż tak. Dobrze, że poza inteligencją oraz licznymi pokrętłami i guziczkami posiada też takt - podejrzewam, że to jedyny powód, dla którego między życzeniem miłego dnia, godziną, informacją o pogodzie, aktualnym biorytmie, kursie euro i o tym, że czas wyciągnąć pranie, nie wyświetla mi komunikatu: "ALEŚ TY DURNA".
Tak. Proces prania na ogół przebiega sprawniej, jeśli pamięta się o uprzednim odkręceniu wody.
Oklaski.
wtorek, 8 stycznia 2013
wtorek, 8 stycznia 2013
"Czułe słówka: ciąg dalszy".
- Wstawaj! Wstawaj i chłeptaj* kawę! No wstawaj, ty... ty zaskrońcu!
Kazali, to wstałam. Chłeptam. Konku bacznie mi się przygląda, po czym zaczyna pokwikiwać z radości:
- Spójrz na siebie! Ty naprawdę wyglądasz dzisiaj jak zaskroniec! Zaskrońcu.
Bogactwo moich licznych wcieleń jest doprawdy niezmierzone. Kreatywność nazewnicza mego chłopca takoż**.
* Uprzedzając ewentualne uwagi, spieszę donieść, że naturalnie znamy prawidłową odmianę czasownika "chłeptać", ale jest brzydka. Toteż zamiast nieść kaganek, niecnie szerzymy niepoprawności. A co, humanistom też należy się trochę wrednawej radości w życiu.
** Ale przynajmniej przez jakiś czas nie będę "młodym padawanem". Ani "mendozą".
- Wstawaj! Wstawaj i chłeptaj* kawę! No wstawaj, ty... ty zaskrońcu!
Kazali, to wstałam. Chłeptam. Konku bacznie mi się przygląda, po czym zaczyna pokwikiwać z radości:
- Spójrz na siebie! Ty naprawdę wyglądasz dzisiaj jak zaskroniec! Zaskrońcu.
Bogactwo moich licznych wcieleń jest doprawdy niezmierzone. Kreatywność nazewnicza mego chłopca takoż**.
* Uprzedzając ewentualne uwagi, spieszę donieść, że naturalnie znamy prawidłową odmianę czasownika "chłeptać", ale jest brzydka. Toteż zamiast nieść kaganek, niecnie szerzymy niepoprawności. A co, humanistom też należy się trochę wrednawej radości w życiu.
** Ale przynajmniej przez jakiś czas nie będę "młodym padawanem". Ani "mendozą".
wtorek, 1 stycznia 2013
wtorek, 1 stycznia 2013
Pierwsze karteczki do Wesołego Słoika 2013 wrzucone.
Sylwester rewelacyjny, w fantastycznym towarzystwie, najlepszy, jaki tylko można sobie wymarzyć. Gospodarze jak zawsze przecudowni, goście takoż, organizacja perfekcyjna (wiadomo!), kupa śmiechu i całe mnóstwo dobrej zabawy, a w gratisie wspólne, leniwe, acz nad wyraz radosne przeżywanie Ogólnogalaktycznego Dnia Kaca.
Czego chcieć więcej?
•
A w ramach dodatkowej atrakcji wieczoru mój Konkubent dość nieoczekiwanie został ekskonkubentem. Uprzednio z wdziękiem padłszy na kolanko. Mój rechot w odpowiedzi był wprawdzie całkowicie wdzięku pozbawiony, ale ostatecznie udało nam się dojść do porozumienia.
A żeby było jeszcze bardziej głupkowato i bardzo w naszym stylu, w sumie nigdy dotąd nie mieliśmy żadnej (tfu!) "naszej piosenki" czy czegoś takiego. Teraz mamy. Grunt to podkład muzyczny adekwatny do okoliczności. Romantyzm: 10!
Sylwester rewelacyjny, w fantastycznym towarzystwie, najlepszy, jaki tylko można sobie wymarzyć. Gospodarze jak zawsze przecudowni, goście takoż, organizacja perfekcyjna (wiadomo!), kupa śmiechu i całe mnóstwo dobrej zabawy, a w gratisie wspólne, leniwe, acz nad wyraz radosne przeżywanie Ogólnogalaktycznego Dnia Kaca.
Czego chcieć więcej?
•
A w ramach dodatkowej atrakcji wieczoru mój Konkubent dość nieoczekiwanie został ekskonkubentem. Uprzednio z wdziękiem padłszy na kolanko. Mój rechot w odpowiedzi był wprawdzie całkowicie wdzięku pozbawiony, ale ostatecznie udało nam się dojść do porozumienia.
A żeby było jeszcze bardziej głupkowato i bardzo w naszym stylu, w sumie nigdy dotąd nie mieliśmy żadnej (tfu!) "naszej piosenki" czy czegoś takiego. Teraz mamy. Grunt to podkład muzyczny adekwatny do okoliczności. Romantyzm: 10!
Subskrybuj:
Posty (Atom)