czwartek, 14 lipca 2016

[136].

pamiętacie, jak pisałam o tym, że nigdy nie będzie takiego lata? miałam rację. tamto było ostatnie.

już nigdy więcej nie udało mi się – tak jak wtedy – zanurzyć w tym czarownym, beztrosko wykradzionym bezczasie. bezczasie, w którym powietrze pachnie czymś nieuchwytnym i wakacyjnym, miasto powoli stygnie, słońce tak cudnie zachodzi, spadają gwiazdy, popija się piwo na dachu świata albo wino w ulubionej winiarni, rozmawia pół nocy, śmieje do bólu brzucha, traci oddech w chwili nagłego wzruszenia i wystarczy tylko splunąć na szczęście. bezczasie pełnym świętego bałaganu i błogosławionego zamętu, w którym mamy tylko siebie, wielką mamy moc.

to było ostatnie takie lato i już się nie powtórzy. zatarły je te, które przyszły po nim – wybujałe, ciężkie, oszałamiające kolorami i upałem. i napełniające rozpaczą, bo zdarzyły się w zupełnie nieodpowiednim miejscu i czasie, w zupełnie nie takiej rzeczywistości. wciśnięte w nią jakby wbrew naturze, po karłowatej, zroszonej deszczem zimie, która zimą była tylko z nazwy i ledwo zaznaczyła swoją obecność. a potem niespostrzeżenie wybuchła kolejnym latem – równie gorącym, równie barwnym i równie nieznośnym.

już nigdy nie będzie takiego lata. zamiast niego przyszło inne, zupełnie nowe.

to pierwsze lato i pierwszy taki rok, gdy do normy wrócił mi puls. za to odeszła cała moc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.