poniedziałek, 2 września 2013

[39].

Fryzjer-nerd pilnie poszukiwany. Nie musi być nawet jakoś szczególnie utalentowany czy obdarzony dziką fantazją - nie mam wielkich wymagań. Wystarczy, aby biegle opanował sztukę machania nożyczkami i cechował się wystarczającym poziomem nerdostwa, by bez mrugnięcia powieką przyjąć polecenie: Panie, zrób mi fryzurę na major Kusanagi, jeno bez grzywki, bo mój piękny bobik i odrastające boczki zamieniły się w jakieś przyklapnięte, wywijające się fruzie i aktualnie wyglądam jak beznadziejny przypadek pół dupy zza krzaka. Trochę niefart, jeśli w perspektywie ma się wesele za niecałe dwa tygodnie.

W ostateczności zawsze zostaje mi nasza osiedlowa pani Grażynka-Bożenka-czy-jak-jej-tam, u której regularnie strzyże się Współtwórca. Wprawdzie jego niedawny akt ekstrawagancji, polegający na rezygnacji ze zwyczajowych trzech milimetrów na rzecz "młodego radzieckiego rekruta", spotkał się z lekką konsternacją, ale po dłuższej chwili tłumaczenia jakoś udało im się dojść do porozumienia. Widzę więc dla siebie pewną szansę.

W razie czego zawsze mogę podeprzeć się jakimś zamierzchłym numerem "Kawaii". Tak dla pewności, że sama nie skończę jako młody radziecki rekrut. Wolałabym nie.

1 komentarz:

  1. Och, cierpię na to samo. Moja mama wynalazła mi fryzjerkę, ale jadę do niej dwie godziny :/ W sumie mogłaby być z Poznania, byłoby niewiele dłużej :)

    OdpowiedzUsuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.