niedziela, 1 września 2013

[38].

Jeśli siedmiokilogramowa dynia nie łączy się ściśle z kulinarnym szczęściem, to przysięgam, nie wiem, co mogłoby odpowiadać jego definicji.


Sympatyczne odkrycie dnia: makaron z fasoli mung jest uroczy i przypomina żelkowe robale.

Mniej sympatyczne odkrycie dnia: jeśli sądziłam, że moje talenta do wywoływania spektakularnych kulinarnych katastrof kończą się na umiejętności zmajstrowania wyjątkowo rozpaczliwego potfurnika, okrutnie się myliłam.
Drożdżowe ślimaczki z musem dyniowym vs. proparoksytoneza - 1:0. Dramat to mało powiedziane. A takie miałam, cholera, dobre chęci. Naprawdę.

2 komentarze:

  1. i tak dla mnie jesteś mistrzem muffinek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah, dzięki!
      chyba muszę zmajstrować jakieś z dynią, żeby się trochę zrehabilitować, bo te ślimaczki to była porażka, jakich mało ;)

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.