piątek, 19 lutego 2016

[113].

bo to było tak: szef kawiarnianego kołchozu, w którym przyszło mi jakiś czas temu pracować (chociaż „pracować” nie jest może najodpowiedniejszym określeniem – gdybym była wulgarna, użyłabym słowa „zapierdalać”, ale przecież nie jestem, uznajmy więc, że faktycznie pracowałam), zażyczył sobie, aby wizyta w naszej knajpie stała się dla klientów niezapomnianym doświadczeniem. nawiasem mówiąc, gość w ogóle był uroczy; wrzucając grafik na stronę internetową, za każdym razem okraszał go jakąś głęboką myślą, niemal żywcem zerżniętą od Coelho – że untidy uniform (tak, mieliśmy uniformy! czarny nindża-ałtfit przy czterdziestu dwóch stopniach, człowiek-sauna w natarciu) jest oznaką untidy mind albo że w pojedynkę człowiek niewiele znaczy, natomiast dopiero jako część teamu jest w stanie zmieniać świat, budować powszechny dobrobyt, szczęśliwość i takie tam. smutni trenerzy rozwoju osobistego, widząc to, zakwiczeliby z uciechy.

w każdym razie życzeniem szefa było, aby odpicie kawy i zeżarcie buły z frytami w naszej sieciówkowej kawiarni było dla gości fantastyczną przygodą, przeżyciem, którego długo nie zapomną. nie wiem, zapewnienia jakich atrakcji oczekiwał od personelu, który nawet przy powitaniu musi stosować utarte formułki, niczym – nie przymierzając – sprzedawcy w H&M-ie, ma dokładnie wyliczony czas na obsługę, wiecznie drży w oczekiwaniu na tajemniczego klienta i generalnie zajmuje się wszystkim, tylko nie tym, czym pracownicy szanującej się kawiarni zajmować się powinni – czyli na przykład serwowaniem dobrej kawy – ale polecenie było wyraźne. ma być super, z przytupem, hołubcem i konfetti.

wymyśliłam zatem, że mogłabym roznosić żarcie, jeżdżąc po knajpie na jednorożcu. prawda, że pomysłowe? w ramach intensyfikowania doznań klientów od czasu do czasu mogłabym też sięgać do przytroczonych do grzbietu jednorożca juków i wyciągać stamtąd shurikeny, którymi ciskałabym gracko na prawo i lewo, tak aby wbijały się w ściany tuż nad głowami losowo wybranych gości. niezapomniane przeżycia gwarantowane. a potem jednorożec stanąłby na środku kawiarni i radośnie zrobił kupę. tadam!

i tak narodził się Sparki. Sparki jest wyimaginowanym jednorożcem, któremu w dzieciństwie ewidentnie zabrakło wczesnego wspomagania, chodzi z piankami nabitymi na róg, bo uwielbia przypiekać je nad ogniskiem, pasie się w naszym ogródku i włazi sąsiadom w szkodę. i straszy papugi, kiedy biegamy razem po promenadzie nad rzeką. dodatkową zaletą Sparkiego jest fakt, że dzięki niemu zyskałam doskonałą wymówkę i idealne usprawiedliwienie na wszystko. to nie ja, to mój wyimaginowany jednorożec.

że też ja wcześniej na to nie wpadłam.

8 komentarzy:

  1. Jak to dobrze, że u mnie w pracy tajemniczy klient to kwestia tylko 50 zł premii. Niestety teraz ma być jeszcze tajemniczy niepełnoletni klient, który spróbuje kupić alkohol, a ja w końcu nie wytrzymam kolejnego "naprawdę wyglądam na niepełnoletniego?" i odpowiem "jakbyś pomyślał to byś wpadł na to, że niepełnoletni może wyglądać tak jak ty".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja w sumie nie wiem, co się dzieje, jeśli wypadnie się źle w teście tajemniczego klienta (poza tym, że dana kawiarnia leci w dół w sieciowym rankingu), ale podejrzewam, że coś na pewno, skoro cały staff lata z plakietkami z imieniem, więc wiadomo, kto zjebał sprawę. nie zdążyłam tego sprawdzić, bo pożegnałam się z tym miłym miejscem i na zdrowie mi to wyszło. ale łączę się w bólu, praca z klientami to radocha nad radochy.

      Usuń
    2. A jeszcze dla mnie to wprost wymarzona ;)

      No, ale jakoś tak się dziwnie składa, że w miejscach pracy do których ja się moim zdaniem nie nadaje to mnie cenią i jak powiedziałem, że odchodzę, bo w innym miejscu dostanę umowę o pracę to zaproponowali mi lepszą, żebym został, więc może te zdolności interpersonalne w handlu nie są aż takie kluczowe.;) Ot na przykład witanie się z klientem to dla mnie czynność tak automatyczna, że jak się wyrwie i przywita zanim przypadnie jego kolej w moim rytuale to są duże szansę, że przywitam się z nim dwa razy.

      A jak ostatnio pracowałem głównie wieczorem to przywitanie z pierwszym klientem wyglądało tak, że mówiłem "dobry wieczór" po czym spoglądałem z okno jaka jest pora dnia.

      Usuń
    3. mnie się parę razy zdarzyło przywitać dwa razy (a właściwie strzelić idiotyczną i powszechną w Australii formułką "how are you?"). poleciałam z rozpędu, mina klienta - bezcenna :D

      Usuń
    4. A dla mnie idiotyczne jest mówienie "dziękuję" po zakupach i gdyby nie to, że klepię z automatu to bym po prostu cierpiał ;) W sumie jedyne czego nie robię automatycznie to krzyczenie, że "zapraszam do kasy", bo 2 z 5 kas są zasłonięte za filarem i nie widać ich ze wspólnej kolejki.

      Usuń
    5. mam wrażenie, że to klepanie z automatu w ogóle mocno ułatwia sprawę. zwłaszcza jeśli klepiesz w obcym języku, a Twój mózg automatycznie i trochę wbrew Tobie tłumaczy to na ojczystą mowę i wychodzą Ci z tego większe idiotyzmy niż normalnie. zaczynasz myśleć - jesteś zgubiony.

      Usuń
  2. Pracowałam w przybytku, w ktrym trzy dobre (czy naweet zachwycone) opinie tajemniczego wiazały się z wywaleniem na zbity pysk. Nie potrzebowali dobrych pracowników ;)
    A Deadpool pokazał,że jednorożec nie tylko może srać tęczą, może rownież tryskac tęczą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aaaa, nie spojleruj, bo jeszcze nie oglądałam, a wszyscy mi mówią, że warto, więc zamierzam się za to zabrać.

      hah, to brzmi jak przybytek stworzony dla mnie. szczerze powątpiewam, czy tajemniczy byłby łaskaw wystawić mi choćby dostateczny ;)

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.