piątek, 29 stycznia 2016

[109].

drwiłam okrutnie z wyprawki szkolnej Współtwórcy i co? okazuje się, że miałam rację! ha!

przepieprzywszy więcej, niż wynosi nasz dwutygodniowy czynsz, co może oznaczać, że już wkrótce nie pozostanie nam nic innego jak tylko ponowne spakowanie dobytku w kartony, czułe pożegnanie się z naszymi miłymi włoskimi współlokatorkami i przeniesienie się pod jakiś przestronny most lub w inną malowniczą lokalizację, przytargał do domu siaty z fantami. ponoć absolutnie niezbędnymi w dalszej edukacji.

rzeczone siaty zawierały między innymi walizę pełną dóbr wszelakich, wśród których znalazł się zestaw ze snu obłąkanego nożownika, termometr, wielofunkcyjne narzędzie do patroszenia wroga, rękaw cukierniczy i packa do maziania tortów, oraz komplet przyodziewku na każdą okazję – łącznie z pończochą na łeb, prześcieradłem do odbierania porodów i gustowną muszką na gumce* (jak dla pierwszoklasisty, buehehe). i w ogóle całe mnóstwo osobliwego ekwipunku, który pojęcia nie mam, jak się nazywa, do czego służy ani czy ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógłby go kiedykolwiek do czegokolwiek potrzebować.

skrycie podejrzewam, że cały ten zakupowy amok był po prostu perfidnym sposobem na to, by za skarby świata nie przyznać mi racji. a mogło się skończyć, kurna, na tej śniadaniówce, piórniku i worku na kapciuszki.



* moja skoczna wyobraźnia natychmiast podpowiedziała mi, jak można wykorzystać ten element garderoby w sytuacjach mniej oficjalnych i w celach czysto rozrywkowych, ale wątpię, czy Współtwórca da mi ponosić. szkoooda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.