sobota, 30 stycznia 2016

[110].

sobotni poranek postanowiłam rozpocząć idealnym długim wybieganiem – tak pięknym, że swobodnie mogłabym zatrudnić Morgana Freemana w charakterze narratora. wstałam bladym świ(a)tem (i to nie jest metafora – koło szóstej świat naprawdę był blady, szary i pochmurny), wlałam w siebie kawę, zagryzłam bananem i kilkoma suszonymi daktylami, wskoczyłam w buty i hejże na trasę.

i rzeczywiście byłoby idealnie, gdyby na czternastym kilometrze nie złapało mnie znienacka istne oberwanie chmury. przytomnie przeczekałam je skulona gdzieś w krzaczorach, po czym wylazłam z kryjówki, otrzepałam się, przebiegłam jeszcze kilka kilometrów, ale cały czar nieodwołalnie prysł. wybiłam się z rytmu, nogi odmówiły posłuszeństwa i tyle z mojej zaplanowanej dwudziestki. trochę pomaszerowałam – bo skoro tak beztrosko wypuściłam się w dzicz, teraz wypadałoby jakoś wrócić do domu, nie? – ale znowu zaczęło lać. uznałam więc, że czas najwyższy zorganizować sobie jakiś wygodny transport. zadzwoniłam do Współtwórcy.

– eee, cześć, jesteś bardzo zajęty?
– nie, a czemu?
– a nie chciałbyś po mnie przyjechać?
– a co zrobiłaś? – pff, cóż za paskudna implikacja, że skoro dzwonię, prosząc o podwózkę, to koniecznie musiałam wpaść na jakiś piramidalnie głupi pomysł i niechybnie wcielić go w życie.
– nic nie zrobiłam, naprawdę! po prostu Lassie wypuściła się za daleko i nie może teraz znaleźć drogi do domu, była wściekła ulewa, jestem przemoczona, zmarznięta i mały Timmy wpadł do studni. przyjedziesz?

przyjechał. owinęłam się szczelnie ręcznikiem, który mi przywiózł, podziękowałam wylewnie, z tej radości zaczęłam nawet szczekać (na wesołe zamerdanie ogonem nie pozwoliły mi niedogodności w budowie anatomicznej, ale gdybym mogła, uczyniłabym to z ochotą).

– to, że robisz „wuf, wuf”, nie oznacza, że jesteś Lassie. Lassie wiedziałaby, jak trafić do domu – osadził mnie w miejscu Współtwórca. – i do tego jesteś cała mokra. myślę, że to ty jesteś Timmym, co wpadł do studni.

cóż. mówcie mi Timmy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.