- czerń. aktualnie noszę się głównie w tym kolorze, od stóp do głów. moja grupa, z nauczycielką na czele, zaczyna mnie już podejrzewać o jakieś brudne sprawki i konszachty z siłami nieczystymi, ale nic na to nie poradzę. nadeszła jesień, mam czarne, przegniłe serduszko i czarny ostatnio wyjątkowo mi odpowiada. poza tym zupełnie nie rozumiem, czemu nikt mi nie wierzy, kiedy argumentuję, że black is such a happy colour.
- pomarańcze. najwyraźniej mój organizm broni się przed jakimś wyimaginowanym szkorbutem, bo rozpaczliwie się ich domaga. nie dyskutuję, dostarczam.
- Świat Dysku. mój uogólniony ciąg czytelniczy trwa i w tym miesiącu przybrał bardzo konkretny kształt. głównie uroczego, choć ciut posępnego i z lekka niedożywionego jegomościa z dużą kosą.
- wegańskie sery. brzmi cokolwiek heretycko, ale przysięgam, że to jeden z niewielu całkowicie legalnych sposobów na wysłanie się wprost do nieba, w dodatku nieimplikujący konieczności uprzedniego zgonu. niebieski śmierdziuch rządzi!
- Dzieciom. najlepsza płyta Lao Che od czasów Gospel!
piątek, 3 kwietnia 2015
[97]. they tried to make me go to rehab but I said "no, no, no" – marzec 2015
uzależnienia:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
na czarno w australii? toż tam za gorąco na takie ekstrawagancje :P
OdpowiedzUsuńtrust me, nie ma temperatur za wysokich na czerń ;)
Usuńpoza tym jest jesień i skończyły się tropiki, jest poniżej 30, co znacznie ułatwia sprawę.