poniedziałek, 13 stycznia 2014

[75]. o czym mówię, kiedy mówię o swoim pokracznym tuptaniu

Dłużej tego ukrywać nie sposób. Trzeba wreszcie powiedzieć to głośno, wyraźnie i boldem, aby podkreślić wagę tego wyznania: cześć, jestem pro i wszystko wskazuje na to, że jestem uzależniona.

Tak, przepadłam z kretesem, tkwię w szponach nałogu, a moja wolna wola nie ma tu absolutnie nic do gadania, kiedy - tak jak dzisiaj - o dwudziestej drugiej trzydzieści rzucam wszystko w diabły, wskakuję w kostium szarego ninja i w podskokach gnam na mróz i ciemnicę, bo tak mnie nosi, że jedyną względnie składną myślą w mojej głowie jest uporczywe muszępobiegaćbozwariuję.

Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę. Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy, biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę. Ale jak można się spodziewać, w takiej pustce myśli kryją się naturalnie. To oczywiste. W ludzkim umyśle nie może istnieć całkowita pustka. Emocje ludzkie nie są wystarczająco silne ani zintegrowane, żeby dać sobie radę z prawdziwą nicością. Chodzi mi o to, że myśli i idee, które wpływają na moje emocje, gdy biegnę, są podporządkowane pustce. Ponieważ brakuje im treści, są przypadkowymi myślami, gromadzącymi się wokół pustki znajdującej się w środku.



Przyznaję bez bicia, acz z niejakim wstydem: rzekomy i tak zachwalany czar prozy Haruki Murakamiego nigdy do mnie nie przemawiał. Próbowałam przekonać się do jego książek, naprawdę próbowałam, ale najzwyczajniej w świecie mnie usypiały. Może dlatego, że sięgnęłam po nie w zupełnie nieodpowiednim momencie, gdzieś między Sprzedawcą broni Hugh Lauriego a Ściekami, gazem i prądem mojego najukochańszego Matta Ruffa, więc Murakami w takim towarzystwie wydał mi się stanowczo zbyt serio? To całkiem możliwe.



Biegnąc, staram się myśleć o rzece. I chmurach. Ale w zasadzie nie myślę o niczym. Jedyne, co robię, to biegnę przez własną przytulną, skrojoną na moją miarę pustkę, własną nostalgiczną ciszę. I to jest czymś cudownym. Bez względu na to, co mówią inni.
[H. Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu]

Chyba jednak dam mu drugą szansę.
Taki mały kredycik zaufania, tak między nami - nałogowcami.

Mały sukces - złamałam wreszcie pół godziny na piątaka, mogę już odkreślić z bucket list pierwszy punkt w tym roku. Ha.

2 komentarze:

  1. Dalej nie mogę się przekonać do biegania, no nie i już. Starzy, mądrzy ludzie mówią, że to dopiero przyjemne od piątego kilometra, prawda to?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chyba nie szłabym tak daleko. już drugi robi się całkiem fajny, za to pierwszy przez długi czas wydawał mi się kompletnie beznadziejny.

      ale tak, pamiętam, jak po pierwszym piątaku poczułam dziką euforię, więc coś może być na rzeczy z tą piątką.

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.