- pieczona cieciorka,
- dynia w każdej postaci,
- steampunkowe śliczności (hmm, czyżbym wreszcie wymyśliła dla siebie projekt tatuażu, nad którym dumam od wieków?),
- lump w mojej rodzinnej mieścinie (za dychę dorobiłam się trzech jesienno-wiosennych kurtałek, interes życia!), niestety w chwili obecnej już świętej pamięci (spieszmy się kochać lumpeksy, tak szybko się likwidują...),
- czerwone wytrawne,
- Finding Beauty In The Wretched Dirty Elegance (niechybny znak, że jesień przyszła),
- przepastne kartony, do których można spakować pół życia; albo wsadzić je sobie na głowę, co aktualnie rada byłabym uczynić.
Październiku, bądź miły, co?
A wiesz, że jest polskie "Whose line is it anyway"?
OdpowiedzUsuńnie wiem, ostatnio nie oglądam NIC, bo dobę mam przykrótką :/
UsuńJak widziałem jeden odcinek to raczej szału nie ma. Bałtroczyk spowodował, że mam o wiele większe uznanie dla tego co robił Drew Carey.
UsuńA jeżeli chodzi o umilacze, która są produkowane w ilości hurtowej, a mimo to trzymają poziom to polecam Colbert Report
OdpowiedzUsuńAle że jak pieczona ta cieciorka? Dynię kocham również. Najbardziej zupki w wersji pikantnej.
OdpowiedzUsuńniebawem będzie przepis - i na cieciorkę (bajecznie prosta, a cudowna!), i na zupkę, bo doskonale się komponują w duecie :)
Usuń