środa, 11 września 2013

[44].

Więź łącząca mnie z młodymi rodzicami okazała się silniejsza, niż przypuszczałam, i utrzymuje się nadal. Co objawia się przede wszystkim tym, że podzielam aktualnie marzenie tysięcy niewyspanych matek i najbardziej na świecie pragnę przekimać cięgiem przynajmniej pięć godzin. Od ostatniego bezdzietnego łikendu nie udało mi się dokonać tej sztuki i na razie nie zanosi się niestety na poprawę sytuacji, a to odrobinę mnie martwi.

Zabijcie mnie, ale naprawdę nie mam pojęcia, jak do tego doszło, że znowu tkwię w jakimś paskudnym niedoczasie umiejscowionym w samym środku czarnego, włochatego, czarciego dupska, a lista rzeczy, które powinnam zrobić na natychmiast, już dawno temu mnie przerosła. Wiem tylko jedno: z tego wszystkiego poważnie zastanawiam się, czy nie olać reszty intelektualnych zmagań zaplanowanych na dziś i nie odbezpieczyć czerwonego wytrawnego. Ewentualnie różowego, bo też mam. Może nie stanę się dzięki temu mądrzejsza ani bardziej produktywna, ale nieco szczęśliwsza i ciut pijańsza - z pewnością.

Po cichu liczę również na to, że na radosnym rauszu uda mi się wymyślić jakiś błyskotliwy sposób na cudowne rozszerzenie nadchodzących kilku dni, dzięki czemu nie tylko nadrobię zaległości w robocie i podstawowych funkcjach życiowych, ze spaniem na czele, ale jeszcze uda mi się zafundować sobie odrobinę przyjemności i wychynąć na jakąś miłą przebieżkę. Bo póki co tyłek przykleił mi się do krzesła i zamieszkał w nim Azazel, a wraz z nim tłuściutkie mleko kokosowe i fasolonez. Niedopsz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.