Jak padliśmy wczoraj około pierwszej, tak otworzyliśmy oko dziś po dziesiątej. Współtwórca w popłochu, z wypisanym na twarzy intensywnym procesem myślowym, sugerującym, że właśnie usilnie stara się dociec, co się dzieje, gdzie jest, dokąd zaspał i o czym zapomniał, ja w dzikiej euforii, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bajecznie się wyspałam.
Pani Gospodyni postawiła jednoznaczną diagnozę: wyglądamy jak młodzi rodzice, którzy sprzedali latorośl dziadkom i urwali się na bezdzietny łikend.
To fakt, dzisiaj czuję z nimi osobliwą więź.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.