piątek, 27 września 2013

[55].

Jestem kompletnie beznadziejnym przypadkiem oszalałego, mało rozgarniętego chomika, który uwielbia kręcić się w swoim kołowrotku. To jedyne wyjaśnienie, dlaczego w zeszłym tygodniu, kiedy nie wiedziałam, w co ręce włożyć, bo wszędzie mózgosraczka, a jedyną rzeczą trzymającą mnie przy życiu - poza kawą w takich ilościach, że pozwalała już słyszeć kolory - była myśl, że to ostatni tego typu maraton i od października, przynajmniej na gruncie zawodowym, trochę mi się przerzedzi, byłam tak zorganizowana i poważna, uczesana i przezorna, że już bardziej nie można. Natomiast w tym, gdy teoretycznie mogłabym pozwolić sobie na lekki chillout, niespieszną dłubaninę i długie wieczory z dobrą herbatą i porzuconym jakiś czas temu panem Pilchem albo z aktywnością twórczą, jestem totalnie posypana, nie potrafię się do niczego zmobilizować, zabieram się za osiem czynności naraz, żadnej nie kończę i generalnie jestem okropnie rozlazła. Nie znoszę siebie takiej.

Na szczęście plan na najbliższe dwa tygodnie stopniowo się zagęszcza, zrezygnowałam wprawdzie z dwóch stałych zleceń - żegnaj, nocna warto nad oświatowymi świństwami! - ale za to umówiłam się już na trzy artykuły - wszystkie do połowy października, w międzyczasie czeka nas jeszcze jedna wycieczka z gratami oraz - paramparam! - wyprowadzka właściwa. Oraz całe mnóstwo innych atrakcji.
I tak to mogę działać, od razu wszystko nabiera więcej sensu.
Obawiam się, że jestem niereformowalna, naprawdę.

Hmm, a co my tu mamy?

Brzmi jak tytuł wyjątkowo kiepskiego pornola z parą bibliotekarzy w rolach głównych :]

Pocztówki z poprzedniej wycieczki: witamy w Kartonorze...



Huhu, za tydzień powtórka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.