poniedziałek, 5 sierpnia 2013

[25]. aš neišeisiu iš čia

W ramach strefy niekoniecznie rokendrola, choć z całą pewnością wolnej od angola, staram się udawać, że pamiętam cokolwiek z lektoratu z litewskiego. Póki co przypomniałam sobie, co oznacza čia i jak zamówić piwo. Hoho, taka ze mnie komparatystka, jak z koziej dupy pułk kozacki.
Ale za to piosenka ładna:


Udowodniwszy wczoraj po raz kolejny, że absolwent kierunku na wskroś humanistycznego przy niczym nie prezentuje się tak dobrze jak przy frytkownicy/grillu/garach, karmiąc wygłodniałą i spragnioną roślinnej wyżerki gawiedź, Współtwórca zawinął się w rodzinne strony, by zmarnować trochę życia w urzędach, a ja ostałam się sama na włościach. Teoretycznie powinnam więc mieć wymarzone warunki do tego, by wykopać się z korektorskich zasp i zmontować wreszcie w całość rozgrzebany artykuł, którego finisz idzie mi jak krew z nosa i najprawdopodobniej doczekam nad nim późnej starości, ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła sobie całego mnóstwa ciekawszych rozrywek. Takich jak na przykład nerwowe wizualizowanie sobie wszystkich sierpniowych questów, które bezwzględnie powinnam wykonać, oraz wszystkich katastrof, jakie mogą mnie spotkać po drodze. A także w nieco dalszej przyszłości.

Niech mnie ktoś kopnie w dupsko i zagoni do roboty, co?

1 komentarz:

  1. Ach, Orlova. U mnie Lyja. I Parulskis, żeby było bardziej litewsko :)

    OdpowiedzUsuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.