wtorek, 30 lipca 2013

[24]. they tried to make me go to rehab but I said "no, no, no" - lipiec 2013

Lista uzależnień i życioumilaczy lipca:
  • Bób, bób po trzykroć! Człowiek to jednak głupi był, że tak się bronił przed poczciwym bobikiem. Na szczęście zmądrzałam i teraz zażeram się nim jak dzika (dziś na ten przykład kuchnia serwuje jaglankę z bobem i dziką ilością koperku, ślurp).
  • Orzechowa muffinka z karmelem. Od wieków mam słabość do słodko pachnących maziajstw Farmony, ale ten zapach to jakaś wyższa, nieznana dotąd forma cudownego bezwstydu. Boooski!
  • Świeży słonecznik. Wprawdzie szlag trafił moje piękne paznokcie, ale kto by się przejmował takimi pierdołami. Jest skubanie, jest fun!
  • Olympia Austry - muzyczna doskonałość!
  • Sick of the lies.
  • Jagody, borówki, maliny, wiśnie. Chyba nigdy w życiu nie futrowałam się sezonową owocową drobnicą z taką intensywnością. Mniam.
  • The Big Bang Theory. Aktualnie, z braku czasu na bezproduktywne wgapianie się w monitor, przechodzę odwyk, ale nie wątpię, że kiedy tylko zrobi się ciut luźniej, natychmiast ponownie wpadnę w ciąg. W końcu szósty sezon sam się nie obejrzy.
  • PseudoBB krem od Bielendy, moja paszcza go uwielbia. Ha, a nie mówiłam, że będę mazać się poranną rosą, hasać po ukwieconych łąkach i porażać swoją promienną cerą?
  • Mleko sojowe, którego pod żadnych pozorem nie może zabraknąć pod strzechą. Proces wywalania zwykłego mleka z jadłospisu przebiegł zupełnie bezboleśnie i zakończył się pełnym sukcesem. A w ogóle to pierwszy miesiąc wegańskiego eksperymentu za mną. Gdzieś tam po drodze zdarzyła mi się jakaś wpadka, ale nie mam zamiaru prać się za to po pysku ani specjalnie umartwiać. Grunt, że miewam się dobrze, czuję się zdecydowanie mądrzejsza i bardziej świadoma, niż byłam, i zamierzam kontynuować rewolucyjkę. Póki co widzę w niej same plusy.

4 komentarze:

  1. Ostatnio znajomy mi mówił, jak samodzielnie w domu zrobić mleko sojowe, ale to chyba leży poza moim zasięgiem :D Szczególnie, że nadal wydaje mi się dość paskudne (chyba, że wersja czekoladowa, tę trzy lata temu w wakacje piłam hektolitrami - dopóki nie policzyłam, ile mnie to kosztowało).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. robiłam, to wcale nie jest trudne, słowo :)

      z domowy mlekiem sojowym (nie wiem, jak z innymi, jeszcze nie sprawdzałam) jest tylko ten problem, że średnio nadaje się do kawy, a więc do tego, do czego potrzebuję go najbardziej. zawsze się menda warzy, zawsze.

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.