niedziela, 14 lipca 2013

[16]. mama had a chicken, mama had a cow

Ponieważ nic tak nie zachęca do zmiany dotychczasowych nawyków jak pozytywna motywacja, uważam, że w ramach mojej żywieniowej rewolucji (a w zasadzie ewolucji) całkiem niegłupie byłoby przyznawanie sobie nagrody za każdy wegański dzień, na przykład w postaci słoneczka przyklejanego na lodówkę.
Współtwórca, z którym oczywiście nie omieszkałam podzielić się tą myślą, w odpowiedzi obdarzył mnie tylko jednym ze swoich Wymownych Spojrzeń - tym pod tytułem Żyję z przedszkolakiem - z przekąsem zasugerował szczęśliwe krówki zamiast słoneczek, po czym kategorycznie odmówił wzięcia udziału w tej głupiznie, nawet mimo mojej wielkodusznej propozycji, że jemu z kolei będę przyznawać smutne kurczaki. Innymi słowy, postanowił udawać, że jest zdecydowanie poważniejszy niż ja. Taaa.

Kilka dni później, gdzieś w okolicach kolacji, słyszę:

- Ej, to jak to jest? Jeśli teraz zjem dwa jajka, to dostanę jednego czy dwa kurczaki?
- Dwa.
- Ale przecież ty za cały dzień dostajesz jedną krówkę, tak?
- No niby tak. Czyli dostaniesz jednego smutnego kurczaka. Ale dużego.

Superniania powinna być z nas dumna.

1 komentarz:

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.