środa, 3 lipca 2013

[10]. c’mon, so what’s your rhyming worth?

Świat się kończy. Współtwórca Komórki, zignorowawszy moje stanowcze protesty, że to się nie godzi, ponieważ w tym domu panuje całkowita autokracja i królowa wypieków może być tylko jedna, zabunkrował się w kuchennym kącie w celu zmajstrowania debiutanckich muffinek z malinami i wiśniami. Skłamałabym, mówiąc, że podoba mi się ta nieoczekiwana detronizacja, ale ponieważ samozwańczy cukiernik wykazuje spory potencjał, a do tego nie sposób odmówić mu zapału, postanowiłam przełknąć dumę i po prostu bacznie śledzić jego poczynania.

Jeśli się okaże, że ma ukryty talent, nierozsądnie byłoby go ograniczać. Z tego ucisku i niespełnienia jeszcze gotów wystrugać sobie krzypki, wkładać palce do gęby i generalnie podzielić smutny los Janka Muzykanta, a to wyjątkowo niefortunnie by się składało.

Tym bardziej że - w myśl zasady, że nie samym domem i zagrodą człowiek żyje - wieczorem idziem się trochę ukulturalnić. Nie, żebym była jakąś szczególną koneserką australijskiego hip-hopu (chociaż Hilltop Hoods wielbię), ale już dla samej nazwy Combat Wombat warto wychynąć z domu. Coś, co ma wombata (vel świniochomika) w nazwie, musi być fajne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.