Na poprawę nastroju postanowiłam uczynić coś dla ciała - nałożyłam na paszczę maseczkę z miodli indyjskiej (jeden z dzisiejszych łupów), która, jak się okazało, ma rozkoszną, burozieloną barwę. Wprawdzie Konkubent parska, zwracając się do mnie per "moja ty leśna piękności", w skrytości ducha żałując zapewne, żeśmy niezalegalizowani, gdyż miałby wyborną podstawę do natychmiastowego wystąpienia o rozwód, najlepiej z orzeczeniem o winie, ale ja jestem zachwycona. Zresztą kto by nie był, wyglądając jak skrzyżowanie czającego się po krzakach amerykańskiego żołnierza z orkiem umazanym kaczym gównem?
"No to ci, Kryśka, powiem, że się od dawna tak piękna nie czułam!". Od razu mi weselej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.