sobota, 10 września 2011

sobota, 10 września 2011

Wieczorna terapia zajęciowa.

Jeszcze surowizna...


...i trochę mniejsza surowizna, która zaczyna nabierać kształtów.


Profesor Snape i bluntcardowa kawowa bijacz są dla mnie, reszta wyruszy w Down Under trip, choć skłamałabym, mówiąc, że wysyłam ją na tę wycieczkę na drugi koniec świata tak całkiem bezinteresownie. Kolczyki są prezentem dla mojej ulubionej Szwagierki i rewanżykiem za mojego kumpla, Pana Ekspresa, oraz ostatnie upiększające dary z Lusha. Uważam, że to całkiem uczciwy biznes.

I cały zestaw - skompletowany, zapakowany i opisany (a co, fabryka cioci pro nie odwala fuszery!) - gotowy do podróży na drugi koniec świata. W gustownym dilerskim worze.


Fabryka z wrodzonego lenistwa, chronicznego niedoczasu oraz - przede wszystkim - rozbuchanej do granic pazerności rzadko dzieli się z bliźnimi, ale jeśli już przyjmuje zamówienia, podchodzi do sprawy profesjonalnie. Najpierw przeprowadza wywiad środowiskowy na temat ulubionych filmów...


...ulubionych postaci...


...i ulubionych bajek z dzieciństwa.



A ponieważ fabryka - jak to z prywaciarzami bywa - nie przepuści żadnej okazji, żeby się nachapać, pokątnie produkuje też na własne potrzeby.



Fabryka z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zarządza teraz przerwę w twórczości artystycznej, nie wykluczając wznowienia swojej działalności za czas jakiś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.