piątek, 7 stycznia 2011

piątek, 7 stycznia 2011

W ogóle - jak by się dobrze nad tym zastanowić - wychodzi na to, że większość dramatów rozgrywa się u nas właśnie w alkowie.

Jeszcze zanim wyszło na jaw, że aby porządnie i w miarę zgodnie się wyspać, potrzebujemy łoża wielkości lotniskowca (w pierwszym wspólnie wynajmowanym pokoju właśnie takie mieliśmy - do dziś tęsknię za moimi trzema czwartymi lotniskowca ), pojawił się problem kołdry. I pytanie, jakie powinna mieć ona rozmiary, by każda noc nie kończyła się morderczą walką, prawie-rozstaniem, groźbami karalnymi, nienawiścią i generalnym kryzysem. Póki co, po ponad sześciu latach, kwestia ta nadal pozostała nierozwiązana.

Na szczęście, jak na dorosłych ludzi przystało, udało nam się wypracować kompromis. Taki mianowicie, że każde z nas ma swoje własne okrycie i nie ma takiej siły w przyrodzie, która zmusiłaby nas do spania pod jednym, zaś nasze zdecydowanie oraz pełna zgodność w tym zakresie stały się powszechnie znane wśród niemal wszystkich znajomych, którzy od czasu do czasu mają okazję nas gościć. Jeśli przyjeżdżają Konkubent i pro., to oznacza, że zamiast chlebem i solą trzeba witać ich wege żarciem i dwiema kołdrami, to jasne.

Szczerze podziwiam więc pary, które od lat śpią pod jedną kołdrą w standardowych rozmiarach, nadal tworzą zgodne związki i nie mają na koncie odsiadki za morderstwo. Naprawdę, chylę czoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.