W ogóle - jak by się dobrze nad tym zastanowić - wychodzi na to, że większość dramatów rozgrywa się u nas właśnie w alkowie.
Jeszcze zanim wyszło na jaw, że aby porządnie i w miarę zgodnie się
wyspać, potrzebujemy łoża wielkości lotniskowca (w pierwszym wspólnie
wynajmowanym pokoju właśnie takie mieliśmy - do dziś tęsknię za moimi
trzema czwartymi lotniskowca ),
pojawił się problem kołdry. I pytanie, jakie powinna mieć ona rozmiary,
by każda noc nie kończyła się morderczą walką, prawie-rozstaniem,
groźbami karalnymi, nienawiścią i generalnym kryzysem. Póki co, po ponad
sześciu latach, kwestia ta nadal pozostała nierozwiązana.
Na szczęście, jak na dorosłych ludzi przystało, udało nam się
wypracować kompromis. Taki mianowicie, że każde z nas ma swoje własne
okrycie i nie ma takiej siły w przyrodzie, która zmusiłaby nas do spania
pod jednym, zaś nasze zdecydowanie oraz pełna zgodność w tym zakresie
stały się powszechnie znane wśród niemal wszystkich znajomych, którzy od
czasu do czasu mają okazję nas gościć. Jeśli przyjeżdżają Konkubent i
pro., to oznacza, że zamiast chlebem i solą trzeba witać ich wege
żarciem i dwiema kołdrami, to jasne.
Szczerze podziwiam więc pary, które od lat śpią pod jedną kołdrą w
standardowych rozmiarach, nadal tworzą zgodne związki i nie mają na
koncie odsiadki za morderstwo. Naprawdę, chylę czoła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.