piątek, 7 stycznia 2011

piątek, 7 stycznia 2011

Konkubent chce mnie zabić. To już oficjalne.

Otóż parę dni temu po raz kolejny okazało się, że jeden z największych problemów w naszym związku ma hmm, charakter łóżkowy. A polega on głównie na tym, że nasze łóżko nie ma niestety wymiarów 10 x 10, choć powinno.
O ile bowiem za dnia jesteśmy całkiem zgodnym konkubinatem, o tyle w nocy wychodzi na jaw, że w rzeczywistości panuje między nami olbrzymi konflikt interesów, którego nijak nie da się pogodzić. On chce przestrzeni życiowej, możliwości manewru i demokracji, ja śpię ekspansywnie jak Związek Radziecki, zmieniam swą pozycję strategiczną po milion razy i zagarniam coraz większe terytoria. Niezależnie od tego, co na to NATO, wypracowanie satysfakcjonującego kompromisu jest w tej sytuacji po prostu niemożliwe.

Toteż Konkubent zagroził mi przedwczoraj, że jeśli nic się nie zmieni, nie zawaha się sięgnąć po mniej pokojowe rozwiązanie. A konkretnie: po wąwóz.

- A po co ci ten wąwóz? - zapytałam z ciekawością, kiedy wtajemniczył mnie w swój plan wykopania takowego na środku naszego przymałego łóżka.
- Jak to po co? Wrzucę cię do niego, jak nie przestaniesz zagarniać mojej przestrzeni - odparł z godnością.
- I co, ja będę siedzieć w wąwozie, a ty co będziesz robił? - zaczęłam z lekka krztusić się ze śmiechu.
- Będę stał nad wąwozem, tańczył i śpiewał "Łobi, łobi, łobi, biała squaw wpadła do wąwozu".
- Co?
- "Łobi, łobi, łobi". I będę rzucał w ciebie strzałami - dodał z mściwą satysfakcją.

Uhm. Nie, żebym była strachliwą białą squaw, ale na wszelki wypadek od dwóch dni staram się nie spać zbyt ekspansywnie. Strzeżonego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.