Konkubent chce mnie zabić. To już oficjalne.
Otóż parę dni temu po raz kolejny okazało się, że jeden z
największych problemów w naszym związku ma hmm, charakter łóżkowy. A
polega on głównie na tym, że nasze łóżko nie ma niestety wymiarów 10 x
10, choć powinno.
O ile bowiem za dnia jesteśmy całkiem zgodnym konkubinatem, o tyle w
nocy wychodzi na jaw, że w rzeczywistości panuje między nami olbrzymi
konflikt interesów, którego nijak nie da się pogodzić. On chce
przestrzeni życiowej, możliwości manewru i demokracji, ja śpię
ekspansywnie jak Związek Radziecki, zmieniam swą pozycję strategiczną po
milion razy i zagarniam coraz większe terytoria. Niezależnie od tego,
co na to NATO, wypracowanie satysfakcjonującego kompromisu jest w tej
sytuacji po prostu niemożliwe.
Toteż Konkubent zagroził mi przedwczoraj, że jeśli nic się nie
zmieni, nie zawaha się sięgnąć po mniej pokojowe rozwiązanie. A
konkretnie: po wąwóz.
- A po co ci ten wąwóz? - zapytałam z ciekawością, kiedy wtajemniczył
mnie w swój plan wykopania takowego na środku naszego przymałego łóżka.
- Jak to po co? Wrzucę cię do niego, jak nie przestaniesz zagarniać mojej przestrzeni - odparł z godnością.
- I co, ja będę siedzieć w wąwozie, a ty co będziesz robił? - zaczęłam z lekka krztusić się ze śmiechu.
- Będę stał nad wąwozem, tańczył i śpiewał "Łobi, łobi, łobi, biała squaw wpadła do wąwozu".
- Co?
- "Łobi, łobi, łobi". I będę rzucał w ciebie strzałami - dodał z mściwą satysfakcją.
Uhm. Nie, żebym była strachliwą białą squaw, ale na wszelki wypadek
od dwóch dni staram się nie spać zbyt ekspansywnie. Strzeżonego...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.