piątek, 22 czerwca 2012

piątek, 22 czerwca 2012

Bilans ostatnich trzech dni przedstawia się następująco:

- koncertów: jeden, wgniatający w ziemię (dawno nie byłam na tak rewelacyjnym!)
- przejechanych kilometrów: okropnie dużo
- zwiedzonych dworców i stacji: sporo
- zepsutych telefonów: jeden
- rozładowanych telefonów: jeden, już na początku wyprawy
- czerwonych spodni: jedne, widoczne z oddali
- przygód po drodze: całe mnóstwo; Miś Colargol by się ich nie powstydził
- osób mniej lub bardziej dobrowolnie biorących w nich udział: tabun (serdeczne pozdrowienia dla przemiłego pana taksówkarza, zaangażowanego w nocne poszukiwania pani w czerwonych spodniach na dworcu na ciemnym zadupiu pełnym grasujących nożowników!)
- kaców: dwa (albo może to jeden, permanentny)
- godzin snu: niewiele
- godzin spędzonych z Corn: za mało!
- stężenie alkoholu we krwi: dziś koło południa było 0,3 (oczywiście oficjalna wersja jest taka, że całą noc, do szóstej rano - jak na damy przystało - popijałyśmy likierek, pojadałyśmy makaroniki, szczebiotałyśmy słodko i chichotałyśmy z wdziękiem; całkowicie wypieramy się tych trzech kompromitująco pustych czteropaków po browcach i dzikich rechotów, które, jak twierdzi Ł., niewiele miały wspólnego z uroczymi chichocikami, dla zachowania resztek godności podkreślamy natomiast obecność w menu pizzerinek oraz roladek z cukinii z kozim serem, szpinakiem i ziołami, gdyż dowodzą one, że nie jest jeszcze z nami tak najgorzej - zawsze mogłybyśmy zagryzać to piwsko goloną i chipsami, więc jakąś tam klasę mamy)
- utraconych prac: jedna, z przytupem.

Dopiero od trzech dni mam dwadzieścia siedem lat, a już teraz dochodzę do wniosku, że to okropnie trudny, mocno wyczerpujący wiek.
Wcale nie dziwię się Kurtowi i spółce.

*

Auto. Kierunek: stacja, z której ciotka pro wyruszy w podróż powrotną.

Corn: Nie sądzisz, że wyglądamy dziś nadspodziewanie dobrze?
(Istotnie, obie mamy zrobione oko i prezentujemy się nad wyraz świeżo i rześko.)
Pro: Nie chcę cię martwić, ale obawiam się, że to starannie zamaskowane pijaństwo poprzedniej nocy. Patrzysz na nas i od razu wiesz, że to nie były makaroniki.
Corn: Ojtam zaraz pijaństwo.
Pro: Błagam cię!

Zapada pełna konsternacji cisza.
Dojeżdżamy do skrzyżowania. Na chodniku leży pies i bacznie nas obserwuje.

Corn: Ej, czemu ten pies tak nam się przygląda?
Pro: On wie.

Kurtyna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.