piątek, 14 października 2011

piątek, 14 października 2011

Jestem zachwycona listonoszami urzędującymi na moim osiedlu!

Nie wiem dokładnie, ilu ich jest, ale obstawiam, że przynajmniej trzech.
Pierwszy to listonosz-widmo - nigdy go nie widziałam, ale jestem pewna, że to mały, złośliwy gnom, któremu trochę się nudzi, więc dla rozrywki lubi siać zamęt. To by wyjaśniało, dlaczego nawet nie pofatyguje się, by zadzwonić domofonem - o wdrapywaniu się na czwarte piętro już nie wspomnę - kiedy ma dla mnie przesyłkę. Nie wątpię, że jemu pewnie jest wesoło, ale potem to ja muszę tłumaczyć się Konkubentowi, gdzie byłam, kiedy mnie nie było, skoro w awizo stoi jak byk, że gdzieś się szwendałam.

Drugi listonosz momentalnie zaskarbił sobie moją sympatię, bo poza tym, że jest młody i śliczny, jest również moją bratnią duszą. Bardzo w te pędy, kompletnie nieogarnięty, a kiedy ostatnio wycofywał się na klatkę schodową po zostawieniu paczki, uroczo przypieprzył w skrzynkę z licznikami, aż zadzwoniło. Hah, a sądziłam, że tylko ja mam taką grację!

Absolutnym hitem jest natomiast trzeci pan listonosz, z którym wczoraj zawarłam znajomość.
Blady świt, jeszcze w piżamie i z poranną kawą zasiadam do przeglądu prasy. Dzwonek do drzwi. Narzucam na siebie pospiesznie jakiś przyodziewek, otwieram, a tam listonosz o aparycji Świętego Mikołaja w cywilu.
- Janusz! - komunikuje gromko.
- Eee - odpowiadam błyskotliwie. - Janusza tu nie ma...
- Ja jestem Janusz! - obwieszcza tubalnym głosem. - Polecony przyniosłem!
:D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.