poniedziałek, 3 października 2011

poniedziałek, 3 października 2011

Temperaturę uczuć i, przy okazji, poziom porozumienia w związku doskonale sprawdzają również wspólne kuchenne poczynania. Pod tym względem jesteśmy duetem idealnym, ponieważ:

a) oboje lubimy jeść,
b) żadne nas nie ma nic przeciwko staniu przy garach (przy czym najlepiej, jeśli każde z nas stoi przy nich jednak osobno, coby się nie pozabijać),
c) jesteśmy zgodni co do tego, że jedzenie nie ma wyglądać, tylko smakować (zwłaszcza, że poziom pyszności w przypadku naszych wytworów kulinarnych jest na ogół odwrotnie proporcjonalny do stopnia ich wyjściowości, co owocuje tym, że przy szczególnie brawurowych dziełach sztuki gastronomicznej naszego autorstwa nie sposób oprzeć się dość makabrycznym skojarzeniom),
d) oboje hołdujemy zasadzie, że w kuchni dobrze jest zrobić tak, żeby się nie narobić.

Idealnym sposobem na spożytkowanie frustracji związanej z widmem nędzy przez następny miesiąc okazała się więc radosna produkcja pożywienia wieczorową porą. Toteż, zgodnie uznawszy, że wszystkie warzywa zawsze do siebie pasują, nawet jeśli fasolka, kapusta i kalafiorek, w dodatku z towarzyszeniem paru innych warzywnych kumpli oraz dzikiej mieszanki przypraw, wśród których zabrakło chyba tylko przyprawy do szarlotki (z tym, że głowy nie dam), teoretycznie stanowią dość śmiercionośne combo, wrzucilimy do gara wszystkie płody rolne, zalegające w naszej lodówce, z zamiarem organoleptycznego sprawdzenia, cóż nam z tego wyjść może.

Oficjalna wersja jest taka, że to, co właśnie przyjemnie pyrczy na gazie, zalewając przy okazji pół kuchenki, to tak zwana zupa jesienna, nieoficjalna natomiast sprowadza się do ostrzeżenia, że gdybym jutro podejrzanie długo nie dawała znaku życia, to może oznaczać, że eksperyment się nie powiódł i odnotowano straty w ludziach. Bo to, że zamiast zupy wyjdzie z tego gęsta glajda o fioletowawym odcieniu, z pływającymi gdzieniegdzie ciupkami rozgotowanych warzyw, można było przewidzieć od początku.

Brawa dla mistrzów kuchni, pokoju i łazienki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.