piątek, 21 czerwca 2013

[3]. amish level up

Młode ziemniaki! Kapustka! Cukinia! Pomidory smakujące pomidorami, a nie kartonem! Truskaaaawkiiiiii!

Sezon na pyszności w pełni, jak mały futrzak futruję się więc owocami, wszelką możliwą zieleniną i testuję rozmaite smoothie-koktajlowe kombinacje. Przy tej okazji dokonałam żywieniowego odkrycia sezonu: zaparzona i przestudzona miętka wymieszana z melisą bardzo dobrze komponuje się z cynamonem, bananem, siemieniem lnianym i (koniecznie!) natką pietruszki. Mniam.

Korzystając ze sprzyjających okoliczności przyrody, wcielam też w życie plan, obliczony na to, by stopniowo wyrzucić z jadłospisu wszystkie produkty odzwierzęce, jakie jeszcze się w nim ostały. Chyba do tego dojrzałam, tym bardziej, że w moim przypadku całe przedsięwzięcie sprowadza się jedynie do wyeliminowania nabiału - nie cierpię jajek, więc jako takich nie jadam pod żadną postacią, jakiś czas temu wyrugowałam je też z wypieków. Za to do kawy bezwzględnie potrzebuję mleka, aczkolwiek i ten problem da się, jak sądzę, rozwiązać bezboleśnie.

Zaczęło się nieźle - w ramach walki ze zezwierzęceniem pod czujnym okiem Współtwórcy Komórki wcieliłam się wczoraj w młodego padawana i po raz pierwszy w życiu zmajstrowałam dwa litry mleka sojowego. Ha! Amish level up, w końcu związek z obłąkanym kurakiem domowym i perspektywa gustownego czepca zobowiązują.

A ponieważ u porządnej gospodyni nic się nie marnuje, kuchnia fusion bez polotu i finezji zamierza zaserwować jutro wegańskie "burgery rybne" z okary i znalezionych w czeluściach kuchennej szafki wodorostów wakame. Albo coś mniej lub bardziej zbliżonego do tej koncepcji, w zależności od tego, czy eksperyment się powiedzie.

Na wszelki wypadek można trzymać kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.