wtorek, 19 marca 2013

wtorek, 19 marca 2013

Aktualnie jestem na skraju zimowego samobójstwa.

Przypuszczam, że zeszłoroczne dokazywania na rubieży i praca w krainie, w której zamarzają białka oczu, a po okolicy szwendają się zaginieni powstańcy styczniowi, musiały naruszyć mi jakąś strukturę i coś we mnie poprzestawiać, bo mimo że nigdy nie byłam zmarźlakiem, od trzech miesięcy dłonie mam tak zimne, że mogłabym nimi masowo mrozić driny. A na widok tego osranego śniegu chce mi się wyć.

Poważnie podejrzewam, że już wkrótce mogę zostać jedną z pierwszych osób w historii, które odebrały sobie życie z powodu nieuchronności pór roku i powszechnych w tej szerokości geograficznej zjawisk atmosferycznych. Nie, nie miała żadnych problemów, nie cierpiała na depresję, nic nie wskazywało na to, że przegryzie sobie tętnicę szyjną tylko dlatego, że nastała wiekuista zima, która już nigdy się nie skończy...

Na tę intencję wyraziłam już nawet ostatnie życzenie: chcę, żeby po śmierci mnie spalono, bo może dzięki temu nareszcie będzie mi ciepło.
Niestety Narzecz okazał się podłą i przewrotną szują: zaproponował, że mnie zamrozi.

Argh!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.