piątek, 15 marca 2013

piątek, 15 marca 2013

Skoro już zebrało mi się na glamury i wypisuję dziś piramidalne głupoty, pociągnę jeszcze wątek próżnych wynurzeń z rzyci i się pochwalę:
Po kilku niebezpiecznych manewrach w okolicach swoich gałek ocznych udało mi się wreszcie posiąść sztukę względnie bezkrwawego montażu sztucznych rzęs. Ahaha!

Nie ma się czym chełpić? Owszem, jest!
Nie dość, że niemal bezkosztowo udało mi się upodobnić do jednego z moich najulubieńszych bohaterów "Ulicy Sezamkowej", to jeszcze po prawie trzech dekadach życia w silnym przeświadczeniu, że dla moich lichych rzęs nie ma żadnej, absolutnie żadnej nadziei i pisana im lichość po wsze czasy, dorobiłam się całkiem miłych firanek. Nietrwałych wprawdzie, ale nie zmienia to nijak natury ich firankowości. Są? Są. No.

Zamierzam wykorzystać ten fakt przy okazji najbliższej imprezy, więc gdyby ktoś z zamieszkujących w moich rejonach zauważył w przyszły łikend obłąkaną dziewoję drącą się wniebogłosy w jakimś miejscu publicznym, że zgubiła oko - bez paniki, najprawdopodobniej to tylko ja ganiam za firaną, która mi odpadła. Oby nie.

Ciotka pro, zdjęcie z albumu rodzinnego:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.