poniedziałek, 8 lipca 2013

[12.] like some kind of hopeless housewife

Cwaność-sraność. Naprawdę muszę sobie kiedyś sprawić magnes na lodówkę z hasłem Całuję lepiej niż gotuję i umieścić go na honorowym miejscu. To znaczy mam nadzieję, że tak właśnie jest, w przeciwnym wypadku Współtwórca wyjątkowo kiepsko ulokował swoje uczucia i trafiła mu się żona o mocno wzmożonym współczynniku beznadziejności, z której biedny chłopak nie ma absolutnie żadnego pożytku. Bo na pewno nie może liczyć na pożytek żywieniowy - wczoraj po raz kolejny udało mi się udowodnić, że czego jak czego, ale zapału i dobrych chęci mam zdecydowanie więcej niż umiejętności, w związku z czym kokosowy tofurnik, mający pełnić funkcję urodzinowego tortu, przybrał formę potfurnika, a więc kompletnej, żenującej i całkowicie spektakularnej katastrofy. A przynajmniej taką notę należałoby mu wystawić za prezentację ogólną, bo smak - aczkolwiek gaci nie zrywał - okazał się ciut lepszy niż szkaradny całokształt. Chociaż to raczej nędzna pociecha.

Z braku lepszych pomysłów postanowiłam zatem zareagować tak, jak reagują w podobnych sytuacjach wszystkie poważne, dorosłe, nieudolne kuchty, to znaczy dać upust swojej bezsilnej frustracji, wpadając w bardzo nieelegancką histerię. Mam tylko cichą nadzieję, że odrobinę winy za ten niepowstrzymany szloch i ogólne rozpieprzenie da się zwalić na moje nowe, fajniejsze hormony, którymi zaczęłam się futrować, licząc na to, że paszcza wróci mi dzięki nim do poziomu względnej wyjściowości, w przeciwnym razie fakt, że zdarza mi się łkać jak idiotka nad rozklapciałym cukierniczym wynaturzeniem, nad którym należałoby raczej wznosić dziękczynne modły (wszak to cud, że z tak prostego przepisu dało się zmajstrować tak brawurowe kulinarne rozjebundo, normalnie cud i czary!), może nie świadczyć najlepiej o mojej stabilności emocjonalnej.

Oczywiście Współtwórca, jak to Współtwórca - po raz kolejny okazał się aniołem, czym wpędził mnie w jeszcze większe przygnębienie. Nie dość, że natychmiast rzucił się mnie uspokajać i pocieszać, to jeszcze - całkowicie głuchy na moje ponure przestrogi, żeby nie tykał potfurnika, bo jego konsumpcja niechybnie grozi zejściem śmiertelnym po uprzednim tarzaniu się w konwulsjach - bohatersko zeżarł tego żałosnego uglupa, twierdząc z mocą, że wyszedł naprawdę smaczny, jeno brzydki. Cóż, jestem otwarta na kłamstwa, ale w obliczu tak ewidentnej porażki nawet nieszczerość na poprawę samopoczucia ma swoje granice, tak?

Summa summarum skończyło się na dłuższej chwili załamania nerwowego na intencję generalnej życiowej nieudaczności, objawiającej się między innymi spędzaniem trzydziestych urodzin własnego męża na dłubaniu obrzyganych planów nadzoru oraz umiejętnością spierdolenia czegoś tak banalnego jak tofurnik (ja), oraz solennych zapewnieniach, że hodowanie chomika wcale, w ogóle, ani trochę nie byłoby lepsze od posiadania żony, bo ta, którą ma, jest naprawdę fajna, serio (Współtwórca). Jeśli ten człowiek nie zostanie kiedyś obwołany świętym, przysięgam, kanonizuję go sama.

A urodzinowe świeczki ostatecznie wetknęłam w tartę z pomidorami, która - dla odmiany - wyszła całkiem przyzwoita, mimo że zawierała dość ryzykowny beszamel. Bo przecież grudki się nie liczą, prawda?

4 komentarze:

  1. Gdy czytam jak Twój MAŁŻONEK śpieszy na ratunek Twym rozchwianym emocjom, cieszę się,że nie tylko ja mam je tak spektakularnie rozjechane ale także, że nie tylko ja posiadam takiego anioła co to zagłaskałby mnie, zatulił i zacałował byle bym się tylko uśmiechnęła. I w dodatku tak samo zawsze zachwyca się smakiem gdy coś mi nie wyjdzie :D
    swoją drogą zjadłabym w końcu Twoje muffinki.
    i sto lat dla małżona!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przekazałam.

      muffinkami mogę karmić, nie polecam za to potfurnika ;)
      swoją drogą domowa muffinkowa fabryka Współtwórcy coraz bardziej się rozwija i muszę przyznać, że ma chłopak talent.

      Usuń
  2. Jejjjj, napisałaś "męża"! :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hah, od prawie trzech miesięcy ciężko pracuję, żeby wreszcie obsikać językowo swój własny stan cywilny, więc wypada robić w końcu jakieś postępy, nie? ;]

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.