Ja tu się zastanawiam nad najlepszym sposobem na spożytkowanie nadmiaru walących na łeb hormonów i rozważam zabunkrowanie się w kuchennym kącie w celu popełnienia jakiegoś wypieka, a w tym czasie Współtwórca wyciąga już z piekarnika pierwszą partię obłędnie pysznych drożdżowych kokosowo-cynamonowych ślimaczków z rodzynkami.
Albo żyjemy w symbiozie idealnej, albo mój PMS osiągnął już tak wynaturzoną formę, że zaczyna przenosić się na niewinnych ludzi.
Na wszelki wypadek wolę nie pytać, czemu akurat drożdżowe ślimaczki. Prawdopodobieństwo, że usłyszę BO TAK!, jest zbyt duże. A poza tym naprawdę są obłędnie dobre. Ślurp.
Mój PMS też mógłby przybierać konstruktywne formy, a na razie pogrąża mnie w czarnej dupie i wciska do ręki nóż :/
OdpowiedzUsuńodłóż nóż i machnij jakiego wypieka!
Usuńprzepis poprosze!
OdpowiedzUsuńza inspirację posłużył przepis Maddy http://mniammniamvege.blogspot.com/2011/03/drozdzowe-bueczko-slimaczki-kokosowe-on.html, ale Współtwórca twierdzi, że zamienił część mąki na orkiszową, dodał do farszu więcej mleka sojowego, dorzucił też cynamon i rodzynki, więc w sumie to była radosna twórczość :)
Usuń