środa, 9 maja 2012

środa, 9 maja 2012

Przyznaję to z żalem, ale mimo posiadania dyplomu o niewątpliwie ogromnej wartości sentymentalnej i ogromnie wątpliwej wartości na rynku pracy, potwierdzającego, żem całkiem nieźle wyedukowana w zakresie szeroko pojętej literatury, jestem tak zatrważająco wielką lekturową ignorantką, że momentami aż mi przykro. Ludzie piszą rewelacyjne książki, a ja, zamiast łykać je hurtem i kwiczeć z czytelniczej uciechy, żyję chyba w jakiejś alternatywnej, pomrocznej intelektualnie czasoprzestrzeni, bo - w najlepszym wypadku - docieram do nich spóźniona o całe dekady, a potem, jak ostatni jaśnie oświecony trep, napawam się tymi nagłymi iluminacjami, wpisując się na listę powtórnych odkrywców Ameryki. Odkryłam Martina, huhu, dzielna pro, masz lizaka, bo taka mądra z ciebie dziewczynka. No błagam!

A ponieważ - poza tym, że jestem nieoczytanym bucem - brak mi również wstydu, czuję potrzebę obwieścić, że w moim prywatnym rankingu Największych Lekturowych Odkryć Tysiąclecia od jakiegoś czasu niepodzielnie króluje Neil Gaiman. Jestem urzeczona! W ciągu kilku dni pochłonęłam "Księgę cmentarną" oraz "Gwiezdny pył", poprawiłam przegenialnym "Nigdziebądź" i z rozpędu chciałam zabrać się za "Amerykańskich bogów", ale niestety Konkubent skrzętnie ich przede mną ukrył (albo po prostu zlokalizowanie książki na naszym przeludnionym regale przerosło o poranku moje możliwości), więc zamiast tego łapczywie rzuciłam się na "Dobry omen" popełniony przez pana Gaimana do spółki z Pratchettem. Co zaowocowało:

a) niekontrolowanym chichotem w autobusie,
b) konstatacją, że obaj są kompletnie obłąkani,
c) mocnym postanowieniem jak najszybszego uporania się z Gaimanem i zaprzyjaźnienia z Pratchettem, w którym - o zgrozo! - też mam potężne luki, czym chyba nie powinnam się chwalić.

Idę nadrabiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.