poniedziałek, 3 czerwca 2013

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Zstąpiłam dziś do jakiegoś siódmego lub ósmego kręgu piekła. A imię jego Oddział Paszportów WUW. Zaprawdę, wielka musi być determinacja ludzi, którzy mniej lub bardziej bezpowrotnie pragną opuścić ten piękny kraj, gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała i insze badyle.

Spędziłam niebywale produktywny dzień, odgniatając tyłek na kurewsko niewygodnym krzesełku i cierpliwie wyczekując na swój tysiącpińcetstodziwińcetmilionowy numerek, w międzyczasie przez cały ten radosny system kolejkowy przewinęła się chyba cała Wielkopolska, znaczny kawał Mazowsza, Podlasia, Pomorza i Śląska oraz parę państw ościennych (seriously, skąd tam tyle luda? i skąd, do diaska, wziął się tam ten stary esesman z torbą-listonoszką?!?) i generalnie dawno nie czułam się tak wymemłana. Ale załatwiłam, co miałam do załatwienia.

Za miesiąc powtórka. Huhu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.