poniedziałek, 10 czerwca 2013

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Jeśli dziś jest poniedziałek, to znaczy, że najprawdopodobniej wysiaduję coś w jakiejś kolejce, tracąc bezpowrotnie najcenniejsze minuty swego życia. W zeszłym tygodniu sponsorem odgniecionego tyłka był Oddział Paszportów, w tym - mój ulubiony Ośrodek Medycyny Rodzinnej i szczęśliwy pan doktór, który czasu nie liczy, w związku z czym niestraszne mu dwie i pół godziny spóźnienia. W końcu czymże to jest wobec wieczności.

Ostatecznie jednak moja próżność zwyciężyła nad dziką niechęcią do czekania, skonsultowałam sprawę żałośnie sparchaciałej paszczy, pan doktór uprzejmie potwierdził moją światłą teorię, że wszystkiemu winne są złe hormony, i zapisał mi nowe, dobre i miłe. Szkoda tylko, że pięć razy droższe. Zabolało, ale po cichu liczę na to, że przyoszczędzę na szpachli, bo od wżerania ich rychło wypięknieję i będę jak jutrzenka jaka zaranna. A potem odstawię wszystkie malowidła, od wielkiego dzwonu maznę się jeno jakimś BB kremem czy inszą poranną rosą i pobieżę w stronę ukwieconych łąk, waląc po gałach swą promienną cerą. Czy coś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.