Jeśli dziś jest poniedziałek, to znaczy, że
najprawdopodobniej wysiaduję coś w jakiejś kolejce, tracąc bezpowrotnie
najcenniejsze minuty swego życia. W zeszłym tygodniu sponsorem
odgniecionego tyłka był Oddział Paszportów, w tym - mój ulubiony Ośrodek
Medycyny Rodzinnej i szczęśliwy pan doktór, który czasu nie liczy, w
związku z czym niestraszne mu dwie i pół godziny spóźnienia. W końcu
czymże to jest wobec wieczności.
Ostatecznie jednak moja próżność zwyciężyła nad dziką niechęcią do
czekania, skonsultowałam sprawę żałośnie sparchaciałej paszczy, pan
doktór uprzejmie potwierdził moją światłą teorię, że wszystkiemu winne
są złe hormony, i zapisał mi nowe, dobre i miłe. Szkoda tylko, że pięć
razy droższe. Zabolało, ale po cichu liczę na to, że przyoszczędzę na
szpachli, bo od wżerania ich rychło wypięknieję i będę jak jutrzenka
jaka zaranna. A potem odstawię wszystkie malowidła, od wielkiego dzwonu
maznę się jeno jakimś BB kremem czy inszą poranną rosą i pobieżę w
stronę ukwieconych łąk, waląc po gałach swą promienną cerą. Czy coś.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.