Upodobania kulinarne niewyczerpanym źródłem zdziwień i zaskoczeń, nawet po latach wspólnego trzaskania garami.
Po lokalnej wojence maślanej (nic się nie zmieniło, nadal należę do
frakcji twardomaślanej) oraz nieudanej próbie znalezienia odpowiedzi na
filozoficzne pytanie o jedyną słuszną naturę pomidorówki (z makaronem,
do kroćset fur beczek!) zarzewiem konfliktu stała się dychotomia
"chrupiące" vs. "rozciapciane".
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że do tej pory nie zdawałam sobie
sprawy, że żyję z kulinarnym psychopatą, lubiącym rozmiękłe grzanki w
zupie i rozbabrane, tonące w mleku płatki. Przecież powszechnie wiadomo,
że konstytutywną cechą grzanek jest ich chrupkowatość, w związku z czym
wyżera się je z zupy, zanim zdążą ją utracić, a płatki (albo jeszcze
lepiej: musli) je się z jogurtem naturalnym, a nie z mlekiem (ble!),
właśnie po to, żeby nie namokły i nie zamieniły się w breję, heloł!
Może jeszcze jedzone w dzieciństwie sucharki na mleku nie były najsmaczniejsze, kiedy w środku pozostawały lekko twardawe, hę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.