Obczaiwszy dość szybko, że dzwoniący o poranku telefon:
a) nie może znajdować się w zasięgu mojej ręki, bo wkładam go pod tyłek,
b) nie powinien leżeć zbyt daleko, ponieważ budzi on wszystkich w promieniu pięciu kilometrów - poza mną, oczywiście - a pod naszym oknem zaczynają się w związku z tym demonstracje i zamieszki,
przezornie zaczęłam kłaść go w bezpiecznej odległości od łóżka, właśnie na wspomnianym zydelku. A ponieważ "bezpieczna odległość" w przypadku rozległych połaci Kaer Morhen wypada dokładnie na środku pokoju, od dwóch dni troskliwie napominam Konkubenta: "Uważaj, nie wleź w zydelek".
Pytanie za stówę brzmi: Kto dziś rano zrobił wielkie jebut i malowniczo przypieprzył w zydelek? No kto?
edit z 18 stycznia:
Ahahahaha! Konkubent też przypieprzył w zydelek!
(czułam palącą potrzebę, aby podzielić się ze światem tym niusem; teraz mogę spokojnie iść spać)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.