poniedziałek, 27 maja 2013

poniedziałek, 27 maja 2013

Sobotnia potrzeba zmarnotrawienia odrobiny czasu nad makulaturą przybrała postać wyjątkowo nasilonego czytelniczego ciągu. Niewykluczone, że mój mózg usiłuje w ten sposób odreagować jakoś pracowity maj, bo z zachłannością właściwą wyposzczonemu i wypuszczonemu z dziczy lekturowemu opętańcowi łykam wszystko, co tylko wpadnie mi w ręce. W sobotę skończyłam "Fashion Babylon", wczoraj na jedno posiedzenie przyjęłam "Chłopca w pasiastej piżamie" i powróciłam do porzuconych jakiś czas temu "Złych małp", a w kolejce - prawdopodobnie na jutro - czeka "John ginie na końcu", a potem "Perfekcyjna niedoskonałość", do której wyrywam się już od dawna, ale nigdy nie mogłam znaleźć na nią czasu. Konia z rzędem, królestwo i pół księżniczki temu, kto znajdzie jakikolwiek klucz w tym literackim bajzlu.

Jedno wiem na pewno: chce mi się druku, druku, druku. DRUKU!

Swoją drogą, ten nagły atak binge reading przypomniał mi o jednym z moich noworocznych postanowień - wyzwaniu "47 książek w 365 dni", poczynionemu zresztą głównie po to, aby wyrobić w sobie chociaż odrobinę systematyczności i uniknąć wiecznego bujania się między nieczytaniem niczego, za co mi nie płacą, a totalnym amokiem. Aha, skuteczność całego przedsięwzięcia widać właśnie na załączonym obrazku.

Może w wolnej chwili znajdę w sobie tyle zapału, by machnąć jakieś liche recenzje tych wszystkich śledzi z ogórkami kiszonymi i czekoladą, które pożarłam od stycznia (część raczej ku przestrodze - po takich napadach zdarzają się niestety i mdłości), ale na razie: wracam do czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.