poniedziałek, 8 kwietnia 2013

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Narzecz postanowił uszczęśliwić mnie absolutnie genialnym prezentem przedurodzinowym - karnetem na czerwcowy festiwal kabaretu Hrabi. Trzy dni występów, trzy programy - "Co jest śmieszne", "Lubię to" i "Gdy powiesz: Tak". A ponieważ jego własne urodziny wypadają krótko po moich, doszłam do wniosku, że rewanż to całkiem niegłupi pomysł.

Podejrzewam, że po trzech dniach tak intensywnego dzikiego rechotu (w dodatku siedzimy w drugim rzędzie, ahahaha!) dostaniemy trwałego przykurczu twarzy i będziemy wyglądać jak skrzyżowanie Jokera z Dolly Parton.
Nie mogę się doczekać!



6 czerwca:
Przeżyłam, aczkolwiek przez chwilę całkiem głęboko zajrzałam w oczy Mrocznemu Kosiarzowi grożącemu mi zgonem ze śmiechu i aktualnie nadaję się tylko do tego, by mnie dobić. Twarz mi się powykrzywiała, obawiam się, że bezpowrotnie. Ale było warto, nawet jeśli do końca życia będę teraz chodzić z wykrzywioną paszczą.

A karnet na ten przecudowny maraton niniejszym wskakuje na sam szczyt listy najfajniejszych prezentów urodzinowych ever.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.