wtorek, 23 października 2012

wtorek, 23 października 2012

Mój pies został lokalnym celebrytą.
Fakt, że od lat był doskonale znany wśród wszystkich miejscowych właścicieli psów, to akurat żadna nowina - jego sława największego bandyty w okolicy, który, mimo kurduplowatego wzrostu, nie zmarnuje żadnej okazji, by obszczekać owczarka niemieckiego, rottweilera czy inszego husky’ego, od dawna go wyprzedza. Teraz jednak znają go także nie-psiarze, w związku z czym nie ma spaceru, by ktoś życzliwie nie zagadnął: "Czy ten piesek jest chory? Ma taki smutny pysk", "Ten piesek musi być już chyba bardzo stary, bo tak wolno człapie", "A czemu ten piesek taki smutny?".

Tymczasem "piesek" za kilka miesięcy skończy siedemnaście lat, co oznacza, że jako człowiek już dawno przekroczyłby setkę, w żadnym wypadku nie jest smutny i póki co nie wygląda, jakby dokądkolwiek się wybierał, a już na pewno nie do psiego nieba. Skrycie podejrzewamy zresztą z Rodzicielką, że trafił nam się magiczny chowaniec, a jego skrzętnie ukrywanym skillem jest nieśmiertelność, ewentualnie, że bardzo wziął sobie do serca rekord niejakiego Blueya i postanowił go przebić (dwadzieścia dziewięć lat, pięć miesięcy i siedem dni).
Gdyby jednak któregoś razu doszedł do wniosku, że jego życie było na tyle długie i udane, że czas najwyższy na jakąś zmianę, wcale się nie zdziwię, jeśli mieszkańcy miasteczka postawią mu na rynku pomnik dla zasłużonego obywatela. Był Szarik, był Lampo, co jeździł koleją, była Łajka, będzie i Korek. A co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.