sobota, 27 października 2012

sobota, 27 października 2012

Jak postanowiłam, tak też uczyniłam - opuściłam wczoraj przyjazne rodzinne strony, wsiadłam w mobilną fińską saunę sponsorowaną przez Polskie Koleje Państwowe, dzięki której, jak przypuszczam, problemy z krążeniem nie grożą mi nie tylko w tym, ale i siedmiu następnych wcieleniach, a potem ochoczo dałam się powitać Konkubentowi.

Powitanie zawierało m.in. australijskie czerwone wytrawne, pieczoną dynię, najlepsze na świecie masło czosnkowe, sery, oliwki i pomidory z mozzarellą, więc wnioskuję, że trochę się za mną stęsknił.



*

Otworzywszy oko, przy łóżku zobaczyłam to:


- Za szybko się obudziłaś - usłyszałam. - Szarlotka będzie za godzinę.

Tak. Mój chłopiec rozpoczął sobotę z przytupem, od upieczenia szarlotki (!).

Zaczynam podejrzewać, że w ten oto subtelny sposób, rozpuszczając mnie do granic przyzwoitości, usiłuje stopniowo przygotować mnie na informację, że od jakiegoś czasu posiadam wyjątkowo rozłożyste poroże. Albo że ma gdzieś na boku jakieś nadprogramowe potomstwo. Ewentualnie, że woli kozy. Innego wytłumaczenia nie widzę.

Czuję się tak bezwstydnie rozpieszczona, że już bardziej nie można. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.