Ustalmy jedno: fakt, że kompletnie nie mam ręki do roślin i potrafię ususzyć nawet agawę, w związku z czym florą w naszej chałupie (dla dobra rzeczonej flory) zajmuje się tylko i wyłącznie Konkubent, wcale nie musi oznaczać, że taka całkiem beznadziejna ze mnie ogrodniczka. Prawda?
Rozmawiam przez telefon z Rodzicielką:
- Zapytaj Konkubenta, czemu pomidory mi nie chcą kwitnąć.
Mnie oczywiście nie zapyta, bo co ja tam mogę wiedzieć o botanice.
Konkubent myśli.
- Bo one mają już prawie dwa metry, ale ciągle nie chcą kwitnąć. Twój amisz powinien wiedzieć, co jest z nimi nie tak.
Konkubent wyraża przypuszczenie, że to może jakaś późna odmiana. Rodzicielka nie wydaje się przekonana. Poza tym nieco niepokoi ją myśl, że trafiły jej się niekwitnące pomidory-koszykarze.
Zastanawiają się dalej.
Czas wkroczyć do akcji.
- A może ty masz po prostu pomidory odmiany Gortat? - sugeruję.
Rodzicielka po namyśle dochodzi do wniosku, że brzmi to sensownie. Rozłącza się usatysfakcjonowana.
No i kto rozwiązał problem natury ogrodniczej, no kto?
Ech. Otaczają mnie ludzie małej wiary.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.