wtorek, 3 stycznia 2012

wtorek, 3 stycznia 2012

Żeby nie było, że taka ze mnie rozwydrzona królewna, co to przez całe życie oka przed południem nie raczy otworzyć, spieszę z zapewnieniem, że doświadczyłam już oglądania świata grubo przed szóstą, i to wcale nie dlatego, że akurat kładłam się spać (choć ta opcja zawsze podobała mi się zdecydowanie bardziej).
Któregoś lata, jeszcze w trakcie studiów, zdarzyło mi się porzucić tymczasowo intelektualne rozrywki i zostać przedstawicielką klasy robotniczej. Pełną gębą; taką, co to wstaje o piątej z kawałkiem, narzuca na siebie najbardziej niewyjściowe ciuchy, jakie posiada na stanie, zdatne jedynie do tego, by unurzać się w nich jak dzika świnka, zużycie kosmetyków ogranicza zaledwie do dezodorantu i pasty do zębów i wybiega z domu bladym świtem, by zdążyć na autobus, tramwaj i dyliżans, które wysadzą ją gdzieś na rubieży, pośród pól, łąk, ugorów, szczekających dupami psów i galopujących wielbłądków, a następnie dziarskim krokiem przemierza drogę do Avonlea czy inszego Bullerbyn, wprost proszącą się o przyśpiewkę "Kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej". Życie wyzyskiwanej proletariuszki spodobało mi się zresztą do tego stopnia, że w obozie pracy, który według pierwotnych założeń miał być jedynie robotą na wakacje, zostałam jeszcze przez kilka miesięcy, jeżdżąc tam w dni wolne od porannych zajęć - w grudniu wielbłądki szwendające się po rubieży zastąpiły białe niedźwiedzie, natomiast cała reszta pozostała bez zmian. W tym również nieludzko wczesne, piekielnie bolesne pobudki. Ale wtedy byłam młodsza, mój organizm był bardziej chętny do współpracy i zdecydowanie bardziej skłonny do poświęceń oraz, co najważniejsze, nie miałam za sobą dwóch lat dobrobytu i bezwstydnego rozbisurmanienia.

Aż chciałoby się westchnąć: czarno to widzę. Oj czarno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.