Mój całkowity antytalent ogrodniczy ma swoje głębokie uzasadnienie - mam go w genach.
Moja szanowna Rodzicielka jest bowiem niekwestionowanym kwietnym aniołem śmierci - nikt tak skutecznie nie potrafi suszyć roślin doniczkowych jak ona (co ciekawe, mimo to parapety w moim domu od lat są zastawione kwiatami).
W swojej ułańskiej fantazji dorobiła nawet do tego całą ideologię. Kiedyś, na moje pytanie, czemu jej rośliny mają tak przeraźliwie sucho, odpowiedziała mi konspiracyjnym szeptem: "Robię im zimową edycję". Po czym wyjaśniła, że jest to survivalowy konkurs, który ogłosiła, bo trochę jej nudno, a poza tym i tak miała zrobić kwietne porządki - zwycięzca, który okaże się najbardziej wytrzymały, wygra nagrodę w postaci nowej doniczki i basenika, a ona bez żalu pozbędzie się tych, które i tak miała wyrzucić. Jak zapowiedziała, tak też uczyniła - zwycięzcą okazał się niepozorny badylek, który przeżył chyba ze dwa miesiące bez kropli wody. Twardziel. W pełni zasłużył na ten basenik.
I jak ja wobec tego mogę mieć dobrą rękę do roślin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.