niedziela, 23 lipca 2017

[183].

a skoro o psychicznym dobrostanie mowa, moja podręczna apteka, która zapewniała mi doskonały nastrój przez całą zimę i wiosnę, najwyraźniej straciła swą moc. toteż moja wspaniała pani doktór postanowiła przepisać mi coś z większym kopem – bo w końcu jak szaleć, to po całym szalecie. zaleciła dawkowanie, kazała obserwować efekty, jeśli ich nie będzie – przywalić więcej, i zaprosiła na oględziny za dwa miesiące. dziękuję, do widzenia.

oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie poczytała ulotki rzeczonych dragów, wielkiej jak prześcieradło z Ikei. muszę przyznać, że jestem zachwycona, bo zapowiadają się naprawdę obiecująco! wśród skutków ubocznych – rzadkich, bo rzadkich, ale jednak – producent wymienia między innymi: krwotok mózgowy, napady drgawkowe, dystonię, czyli ruchy mimowolne powodujące wykręcanie i wyginanie różnych części ciała, oraz dyskinezę, czyli nieskoordynowane i niezależne od woli ruchy kończyn. może mnie wygnie jak w Egzorcyzmach Emily Rose? przynajmniej nauczę się wreszcie robić mostek!
wśród innych atrakcji mamy jeszcze: łysienie, zaburzenia erekcji, nietrzymanie moczu, omamy wzrokowe i słuchowe, reakcje maniakalne, myśli i zachowania samobójcze, krwawienie z przewodu pokarmowego, delirium, złośliwy zespół neuroleptyczny, zespół serotoninowy, jaskrę z zamykającym się kątem przesączania, migotanie komór, zapalenie trzustki, rumień wielopostaciowy, rabdomiolizę, zapalenie wątroby i martwicę toksyczno-rozpływną naskórka. oraz parę innych przyjemności. wspaniale!

niestety na razie jestem okropnie rozczarowana. po dwóch tygodniach jedyne, co mnie spotkało, to najczęstsze i najbardziej banalne objawy: źrenice jak pięciozłotówki, lekki ból głowy i wstręt do jedzenia oraz pieruńska suchość w paszczy, w związku z czym piję wodę na galony, a w konsekwencji sikam jak przedszkolak podekscytowany wizytą w zoo. do tego budzę się bladym świtem i nie ma już mowy o spaniu. co gorsza, nie jest to stan pod tytułem nie śpię, bo jestem zajęta przejmowaniem władzy nad światem, a poza tym sen jest dla mięczaków – nie śpię, bo nie mogę, a potem snuję się cały dzień niczym nadgniłe zwłoki, kombinując, jak by tu sobie uciąć drzemkę. po czym ścina mnie przed północą i o 4:45 cała zabawa zaczyna się od nowa.

już chyba wolałabym te problemy z erekcją i krwotok mózgowy – przynajmniej nie chodziłabym taka śnięta i coś by się działo.
a mówili: za hajs NFZ-u ćpaj, będzie fajnie, mówili. ech.

2 komentarze:

  1. Na wszystko co święte, jak ja kocham Twoje wpisy... Zwoje mego skapcaniałego i totalnie "meh" mózgu kwiczą z wdzięczności :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. awww, dziękuję pięknie :3
      mój mózg i Tosiowa klawiatura czują się miło poczochrane.

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.