piątek, 20 września 2013

[51].

Dzisiejsze wynurzenia z cyklu "proparoksytoneza bezmyślnie szczerzy pyska" sponsoruje literka "p", jak "padam na twarz", "padaka" oraz "perfekcja".

To pierwsze właśnie wyczyniam, drugie przeżyłam, zaś do trzeciego niewątpliwie udało mi się doprowadzić moje najnowsze, ciut ekstremalne hobby: spanie w systemie da Vinci (dwie godziny co dwanaście godzin, i tak od niedzieli, totalny odjazd!). A wszystko to ku chwale naszego PKB, mojego wątłego budżetu i z towarzyszeniem najcudowniejszej na świecie Ulubionej Redaktorki, z którą osiągnęłyśmy już chyba zawodową symbiozę idealną. Przysięgam, kiedyś będą się o nas uczyć młodzi adepci sztuki wydawniczej, a nasze nazwiska będą widnieć w podręcznikach (w rozdziale Światłe umysły, wielkie duety, rzecz jasna). Oczywiście pod warunkiem, że wcześniej z wycieńczenia nie wypłynie mi mózg - bajeczna kariera bajeczną karierą, ale wyglądam aktualnie gorzej niż nieświeże, natłuczone szpadlem zombie, z twarzą dotkniętą ostrym procesem gnilnym. I tak mniej więcej się czuję - a tużem roar i kisiel z jabłuszkiem*. Klasyka gatunku. Poleciałabym na miasto z kumplami, ganiać za jakimś mięchem, obwieszczając huczny początek zombie apokalipsy, ale jestem zbyt zajęta dzikim ekscytowaniem się świadomością, że ten obłąkany maraton właśnie się skończył i oto nastał mi wolny, absolutnie wolny, całkowicie, zupełnie, totalnie, bezwstydnie, rozkosznie wolny łikend. HELL FUCK YEAH!

Miałam wprawdzie nadzieję, że do kompletu tych radości uda mi się cudownie wyładnieć do jutrzejszego wesela, na które się wybieramy, ale chyba już nie zdążę. Są jednak i dobre strony całej sytuacji: z moją obecną aparycją osiągnięcie looku na Amy Winehouse w głębokim ciągu nie powinno przysporzyć mi większych trudności, swobodnie mogę nawet zrezygnować z utytłanych balerinek na rzecz Iron Fistów i podarować sobie kokon. Za to dla dobra sprawy i zwiększenia wiarygodności gotowa jestem w stosownym momencie gracko osunąć się pod stół.
Na przykład po to, by nareszcie się tam wyspać.


*

2 komentarze:

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.