Zupełnie nie rozumiem szału na faworki/chruściki. Ani to jakoś
nadzwyczaj smaczne, ani nie sprawia jakiejś szczególnej przyjemności
przy robieniu. A do tego najlepsze wychodzą ponoć smażone na smalcu, co z
mojego punktu widzenia dyskwalifikuje je całkowicie już na wstępie.
W ogóle pod względem kulinarnym chyba mało karnawałowa ze mnie
dziewczyna. Za pączkami też nie przepadam. Może dlatego, że smażone +
obrzydliwie słodkie + tłuste to kombinacja przerastająca nawet mnie,
miłośniczkę masy krówowej wyżeranej łyżką prosto z puszki.
Ta niechęć może mieć również pewien związek
z moją prywatną, całkowicie subiektywną i nieco osobliwą klasyfikacją
większości wypieków, w myśl której to, co pozbawione jest kremu, masy,
bitej śmietany i tym podobnych, diablo kalorycznych atrakcji, nie
zasługuje na zainteresowanie.
Kategoria pierwsza - torty. Wiadomo, jak mawiał Osioł, wszyscy
lubią tort. Ciasto przekładane kremem, dużą ilością kremu, z milionem
pysznych rzeczy na wierzchu, stanowi absolutny szczyt cukierniczych
rozkoszy. Zwłaszcza, jeśli prezentuje się jak w "Ultimate Cake Off"
(mniejsza z tym, że wyczarowywane tam cuda w rzeczywistości pewnie nawet
w połowie nie smakują tak nieziemsko, jak wyglądają).
Kategoria miłości raczej niespełnionej, bo rzadko mam okazję
zażerać się tortami, za co w sumie dziękuję niebiosom, w przeciwnym
wypadku mój tyłek już dawno temu zostałby wciągnięty na listę zabytków
UNESCO. Nieco mniej natomiast raduje mnie fakt istnienia galaretki,
dodawanej do wielu tortów, która, jak powszechnie wiadomo, zawiera
żelatynę, co się bardzo źle składa.
Kategoria druga - ciasta. Karpatka, biszkopty z okrasą, wszystkie
przekładańce świata oraz cała reszta wypieków zawierających krem, masę
krówkową, bitą śmietanę i tym podobne przyjemności. Głównie przez wzgląd
na owe atrakcje je spożywam, bo kto przejmowałby się samym ciastem.
Moja ulubiona kategoria.
Kategoria trzecia - placki. Czyli wszystko to, co nie zawiera
kremu, więc nie zasługuje na miano ciasta. Drożdżowe, babki, mazurki
(lukier nie ratuje sprawy, to nadal jest placek!), keksy, zebry,
murzynki. Zasadniczo nie jadam. Tu właśnie umieściłabym chruściki i
pączki - nie ma kremu, nie ma zabawy.
Poza trzema wymienionymi wyżej funkcjonuje również kategoria
mieszana, do której należą wypieki szemrane, podszywające się pod
nie swoje kategorie. Na przykład udające placek brownies - widział kto
kiedy placek z mokrą, gliniastą masą czekoladową? Wiadomo, że to ciasto.
Albo sernik, który, choć kremu nie posiada, z racji swojej pysznej masy
serowej również jest ciastem, a nie plackiem. Odwrotnie niż makowiec,
który plackiem jest bez wątpienia. Jeszcze bardziej zdradziecka jest
szarlotka, która ze swoim - skądinąd całkiem smacznym - jabłkowym
wierzchem całkiem skutecznie usiłuje udawać ciasto. Ale nic z tego, to
nadal placek. No chyba, że - wzorem mojej pomysłowej Rodzicielki -
nawali sie na nią kremu do karpatki albo masy krówkowej (a najlepiej:
obu), wówczas automatycznie zmieni ona kategorię.
Hmm. W sumie po namyśle stwierdzam, że profilaktycznie należałoby
na wszystkie wypieki świata aplikować masę krówkową albo krem do
karpatki. Przynajmniej nie byłoby wątpliwości, że:
a) to na bank ciasta,
b) są pyszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.