wtorek, 22 lutego 2011

wtorek, 22 lutego 2011

Zupełnie nie rozumiem szału na faworki/chruściki. Ani to jakoś nadzwyczaj smaczne, ani nie sprawia jakiejś szczególnej przyjemności przy robieniu. A do tego najlepsze wychodzą ponoć smażone na smalcu, co z mojego punktu widzenia dyskwalifikuje je całkowicie już na wstępie.

W ogóle pod względem kulinarnym chyba mało karnawałowa ze mnie dziewczyna. Za pączkami też nie przepadam. Może dlatego, że smażone + obrzydliwie słodkie + tłuste to kombinacja przerastająca nawet mnie, miłośniczkę masy krówowej wyżeranej łyżką prosto z puszki.

Ta niechęć może mieć również pewien związek z moją prywatną, całkowicie subiektywną i nieco osobliwą klasyfikacją większości wypieków, w myśl której to, co pozbawione jest kremu, masy, bitej śmietany i tym podobnych, diablo kalorycznych atrakcji, nie zasługuje na zainteresowanie.

Kategoria pierwsza - torty. Wiadomo, jak mawiał Osioł, wszyscy lubią tort. Ciasto przekładane kremem, dużą ilością kremu, z milionem pysznych rzeczy na wierzchu, stanowi absolutny szczyt cukierniczych rozkoszy. Zwłaszcza, jeśli prezentuje się jak w "Ultimate Cake Off" (mniejsza z tym, że wyczarowywane tam cuda w rzeczywistości pewnie nawet w połowie nie smakują tak nieziemsko, jak wyglądają).
Kategoria miłości raczej niespełnionej, bo rzadko mam okazję zażerać się tortami, za co w sumie dziękuję niebiosom, w przeciwnym wypadku mój tyłek już dawno temu zostałby wciągnięty na listę zabytków UNESCO. Nieco mniej natomiast raduje mnie fakt istnienia galaretki, dodawanej do wielu tortów, która, jak powszechnie wiadomo, zawiera żelatynę, co się bardzo źle składa.

Kategoria druga - ciasta. Karpatka, biszkopty z okrasą, wszystkie przekładańce świata oraz cała reszta wypieków zawierających krem, masę krówkową, bitą śmietanę i tym podobne przyjemności. Głównie przez wzgląd na owe atrakcje je spożywam, bo kto przejmowałby się samym ciastem. Moja ulubiona kategoria.

Kategoria trzecia - placki. Czyli wszystko to, co nie zawiera kremu, więc nie zasługuje na miano ciasta. Drożdżowe, babki, mazurki (lukier nie ratuje sprawy, to nadal jest placek!), keksy, zebry, murzynki. Zasadniczo nie jadam. Tu właśnie umieściłabym chruściki i pączki - nie ma kremu, nie ma zabawy.

Poza trzema wymienionymi wyżej funkcjonuje również kategoria mieszana, do której należą wypieki szemrane, podszywające się pod nie swoje kategorie. Na przykład udające placek brownies - widział kto kiedy placek z mokrą, gliniastą masą czekoladową? Wiadomo, że to ciasto. Albo sernik, który, choć kremu nie posiada, z racji swojej pysznej masy serowej również jest ciastem, a nie plackiem. Odwrotnie niż makowiec, który plackiem jest bez wątpienia. Jeszcze bardziej zdradziecka jest szarlotka, która ze swoim - skądinąd całkiem smacznym - jabłkowym wierzchem całkiem skutecznie usiłuje udawać ciasto. Ale nic z tego, to nadal placek. No chyba, że - wzorem mojej pomysłowej Rodzicielki - nawali sie na nią kremu do karpatki albo masy krówkowej (a najlepiej: obu), wówczas automatycznie zmieni ona kategorię.

Hmm. W sumie po namyśle stwierdzam, że profilaktycznie należałoby na wszystkie wypieki świata aplikować masę krówkową albo krem do karpatki. Przynajmniej nie byłoby wątpliwości, że:

a) to na bank ciasta,
b) są pyszne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.