czwartek, 12 października 2017

[196].

wieczór. siedzimy w kuchni, ja przygotowuję żarcie dla kota.

nawiasem mówiąc, o ile wcześniej nie zdradzałam jakichś szczególnych predyspozycji do macierzyńskiego pierdolca, o tyle z chwilą przygarnięcia Tuńczyka okazało się, że jestem podręcznikowym wręcz przykładem absolutnie beznadziejnej matki-kwoki. dzióbię widelcem karmę, żeby księciunio nie musiał się nadmiernie wytężać przy paśniku, podrzucam mu kocie łakocie, obserwuję z niepokojem, kiedy jakoś tak niemrawo je, czy aby nie chory (mimo że brak apetytu w zasadzie mu się nie zdarza; kot je jak dorodny owczarek i ciągle mu mało), reaguję na każde podejrzane miauknięcie (a że zwierz jest dość gadatliwy, podejrzanych miauknięć wydaje z siebie całkiem sporo) i generalnie rozpuszczam go do granic przyzwoitości.

stawiam przed kotem michę, jak zwykle życząc mu smacznego. dłuższą chwilę obserwujemy, jak je. nie wiem, kto wymyślił, że koty spożywają posiłki spokojnie i z gracją, ale musiał być niezłym kłamczuszkiem i bezwstydnym konfabulantem, a już z całą pewnością nie widział Tuńczyka w porze karmienia. futrzak stanowi bowiem kompletne zaprzeczenie tej idiotycznej teorii – wsadza mordę w miskę po same uszy, rąbie, jakby nadal mieszkał na dworcu, a do tego chrumka, ciamka i mlaszcze. zero manier.

– Tuńczyk – strofuję niewychowanego drapichrusta, który zeżarł już caluteńką kolację, poprawił kocimi chrupkami, a teraz zerka, czy może da się jeszcze naciągnąć którąś z matek na jakiś deser. – jak będziesz tak jadł, będziesz gruby i wszystkie dzieci będą się z ciebie śmiały.
– przechodziłam przez to – wzdycha ciężko M.
– ja też.
kontemplujemy w milczeniu niewesołe wspomnienia z grubawej młodości.
– nie, Tuńczyk, nie zrobimy ci tego – deklaruje nagle z mocą M. – bo potem dorośniesz i kupisz sobie kota...

dokładnie tak, kocie. spójrz tylko na nas. nie idź tą drogą.

2 komentarze:

  1. Cz ekam, aż przyjdziesz na dietę barf (to koci odpowiednik blw) i kupisz mu pieluchy bambusowe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na razie usiłuję się otrząsnąć po obejrzeniu oferty gadżetów w jednym ze zwierzowych sklepów internetowych. taki na przykład koci domek z drapakami, wcale nie jakiś szczególnie wysoki - drewno oczywiście bioekofafarafa, z siedziskami z liści bananowca i linami, które najpewniej były tkane ręcznie przez kobiety w północno-wschodniej Gwatemali trzy dni po majowej pełni. jedyne siedem stówek 0.o

      Usuń

czytaczu, nie traktuj poważnie wynurzeń zawartych w tym niepoważnym przybytku.