sobota, 28 lutego 2015

[93]. they tried to make me go to rehab but I said "no, no, no" – luty 2015

uzależnienia:

  • mleko migdałowe. no dobra, nie cierpię wstawać o piątej rano, żeby wydoić migdały, ale co zrobić.
  • szorty. od jakichś dwóch miesięcy nie miałam na tyłku długich spodni i chyba trochę zaczynam za nimi tęsknić. warunkująca przeżycie australijskiego lata konieczność obnażania odnóży ma jednak jeszcze jedną, ukrytą zaletę – nieźle motywuje do pozbycia się budyniu stąd i zowąd. proces nadal w toku, ale jestem już bliżej niż dalej, co szalenie mnie cieszy. powrót skruszonego tuptacza marnotrawnego może mieć z tym coś wspólnego.
  • Perth City Library. wprawdzie byłabym pewnie nieco mądrzejsza, gdybym od czasu do czasu wypożyczała stamtąd również jakieś książki, ale z drugiej strony w życiu nie obejrzałam tylu filmów, co przez ostatnie kilka tygodni, a to też – jak by nie patrzeć – jakaś forma poszerzania horyzontów, nie? no i dzięki temu życie rodzinne jeszcze tak całkiem mi nie umarło. nawet jeśli jego szczątkowa odmiana toczy się przy Ocean’s Eleven czy Something's Gotta Give zamiast przy ukraińskim kinie poetyckim albo offowych nollywoodzkich produkcjach.
  • wiedźmin. i co z tego, że znam na pamięć i nawet obudzona w środku nocy byłabym w stanie bez zająknięcia wyrecytować pełen skład osobowy Loży, i tak lubię sobie chłopaka odświeżyć. tym bardziej, że mój mózg ostatnimi czasy zdradza leciuchne objawy postępującego durnienia i po regularnych spotkaniach z tekstami na temat konstruowania pułapek na mrówki, produkcji szkła zbrojonego albo garncarstwa w osiemnastowiecznej Anglii dość rozpaczliwie domaga się językowego płodozmianu.
  • Pendragon i Men Who Climb Mountains, czyli mój nowy numer jeden na biegowej plejliście.