niedziela, 15 kwietnia 2012

niedziela, 15 kwietnia 2012

- Będziesz miał coś przeciwko, jeśli będę dziś łazić z maślunem i umyję głowę dopiero wieczorem? - zapytałam Konkubenta. - Będzie ci przykro, że jestem...
- ...brudną swołoczą? - podpowiedział usłużnie. - Nie.

Subtelność: 10 :D

*

Wieczorem, zgodnie z zapowiedzią, pozbyłam się rozkosznego maśluna i doprowadziłam do stanu używalności. Mam tylko pewną obawę, czy odrobinę nie przesadziłam aby z intensywnością domowego spa - wprawdzie przestałam być brudną swołoczą, ale, dokopawszy się do warstw skóry, które pamiętają jeszcze studniówkowy makijaż, gębę mam teraz w kolorze dorodnego pomidora.

Konkubent zaprzecza, jakobym straszyła na tym zamku, aczkolwiek nie przeszkadza mu to nucić pod nosem "Raz sierpem, raz młotem...".

Biorąc pod uwagę moją bardzo okazjonalną i dość kontrowersyjną atrakcyjność, zaczynam podejrzewać, że nie porzucił mnie dotąd tylko dlatego, że dostarczam mu sporo rozrywki. Uhm.

piątek, 6 kwietnia 2012

piątek, 6 kwietnia 2012

Normalni ludzie pewnie kończą właśnie produkcję serników i mazurków, a w naszej kuchni - zgodnie z niepisaną tradycją - panoszy się właśnie chatka Baby Jagi. Mało bunkrowata, co stwierdzam z pewnym żalem.

Rodzicielka: Ojtam, w tym roku jest solidna, niemiecka robota. Będziemy mówić, że zamiast bunkra mamy Wilczy Szaniec.

Cóż, Wilczy Szaniec jako wielkanocny specjał brzmi prawie tak samo dobrze jak bunkier Baby Jagi.

niedziela, 1 kwietnia 2012

niedziela, 1 kwietnia 2012

Stwierdzam z żalem, że mój pies jest starym rasistą.

Mimo swego podeszłego wieku zwierzak - prawdopodobnie jedyny żyjący przedstawiciel szlachetnej rasy owczarków niskopiennych (wiele wskazywało na to, że będzie owczarkowaty, ale nie urósł*) - nadal wykazuje paskudną tendencję do robienia rozrób na dzielni. Co ciekawe, koty nigdy nie wzbudzały w nim najmniejszej agresji ani nawet szczątkowego zainteresowania - do tego stopnia, że któregoś razu mały kiciuś, który wyskoczył zza węgła, spuścił mu łomot i zwiał, a Korek stał jak ta dupa wołowa, w ogóle nie ogarniając sytuacji. Za to spotkanie z psami - o, to już zupełnie inna historia.
Jestem przekonana, że gdyby mój zwierz był człowiekiem, niechybnie krążyłby po świecie jako tępawy drechu - kurduplowaty, buńczuczny, wprost proszący się o to, by dostać w mordę.

Obie z Rodzicielką miałyśmy nadzieję, że minie mu to z wiekiem i rzeczywiście - im jest starszy i bardziej stateczny, tym mniej interesują go kręcące się po osiedlu czworonogi. Są jednak dwie rasy psów doprowadzające go wprost do białej gorączki i nie ma takiej siły, która powstrzymałaby go przed zrobieniem show. Nie pomagają prośby, groźby ni jakiekolwiek znane ludzkości próby kiełznania - pies dostaje amoku i gotów jest rzucać się do gardła każdemu napotkanemu spanielowi i husky. Czort wie, dlaczego właśnie im.

Na szczęście póki co do rozlewu krwi nie doszło, gdyż wśród lokalnej psiej społeczności najwyraźniej już dawno temu rozniosła się wieść o tym, kto jest największym psim bandytą w okolicy, bo wszyscy bezpośrednio zagrożeni grzecznie schodzą mu z drogi, potulnie uznając jego panowanie w tym mieście (widok husky płaszczącego się na chodniku przed wypierdkiem niewiele większym od jamnika - bezcenny!).
Nie zmienia to jednak faktu, że jest mi okropnie przykro, że wychowałam psa-rasistę. Gówniany ze mnie pedagog, ot co.

* Uroki przygarniania sierotek ze schroniska - nigdy nie wiesz, co ci się trafi. Niespodzianka!