niedziela, 25 marca 2012

niedziela, 25 marca 2012

Poprosiłam wczoraj Konkubenta, żeby nie pozwolił mi zmarnotrawić niedzieli i zapędził mnie do roboty. Bardzo wziął sobie do serca to polecenie.

- Zaganiam cię! - zawrzasnął dziś znienacka.
- Co?
- Zaganiam cię do pracy! Idź, kuro, do... Hmm, chciałem zrymować, ale mi nie wyszło. To inaczej: Łuf, łuf, owieczko, łuf, łuf!

No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak wziąć się za robotę. Łuf, łuf, owieczko.
:D

czwartek, 22 marca 2012

czwartek, 22 marca 2012

Czy wspominałam coś o tym, że w tym tygodniu jestem pełna energii? Hmm, cofam to. Już mi przeszło.

W związku z faktem, że zbliżam się powoli do śmierci z wycieńczenia spowodowanej permanentnym niedospaniem, moja wczorajsza i dzisiejsza pobudka przybrały przejmującą postać wojny naszej, którą wiedziemy z szatanem, budzikiem i ciałem. Co gorsza, mam obawę, że im dalej w las, tym stopień dramatyzmu toczonych walk może się nasilać, co się bardzo źle składa, ponieważ dziś wzniosłam się już na takie wyżyny, że aż boję się myśleć, jaki level osiągnę jutro. Jeśli wierzyć słowom Konkubenta (ja mgliście pamiętam ten epizod), wyglądało to mniej więcej tak:

wstawaj - nie - wstawaj - co? - wstawaj - mhm - wstawaj - już - wstawaj - co? - wstawaj - mhm - wstawaj - mhm - wstawaj - nie - wstawaj - jeszcze dziesięć minut - wstawaj - ale dlaczego? - wstawaj - nie - wstawaj - mhm - wstawaj - już - wstawaj - mhm - wstawaj - nie - wstawaj - już - wstawaj - mhm - wstawaj - mhm - wstawaj - mhm.

Potem zrobiło się mniej monotonnie, bo na mnie nawrzeszczał, gwoli sprawiedliwości wypada jednak zauważyć, że i tak był twardy, bo wymiękł dopiero po jakimś kwadransie. Twardziel.

- Ja cię chyba zacznę rano nagrywać - stwierdził z westchnieniem, gdy już zrelacjonował mi przebieg tej porannej psychozy, w której, niekoniecznie zgodnie z własną wolą, zmuszony był uczestniczyć - głównie dlatego, że mój budzik jest w stanie poderwać do pionu tabun nieboszczyków i stworzyć z nich armię nieumarłych, a co dopiero obudzić faceta śpiącego tuż obok mnie. - Nagram, a potem wrzucę to na jutuba. Będziesz lepsza niż Nyan Cat - dziesięć godzin nieustannego nie-mhm-co?-już-mhm...

Moja Rodzicielka ma rację. Ten człowiek powinien trafić żywcem do nieba. Na jego miejscu już dawno bym siebie zatłukła.

sobota, 17 marca 2012

sobota, 17 marca 2012

Z cyklu "drobne podłostki":

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że Konkubent - choć wciąż pozszywany i nieco nieporadny - nie podzieli losu Jaimego Lannistera, liczba kończyn ostatecznie będzie mu się zgadzać i nadal będzie w stanie machać mieczem, ścierą czy czym tam będzie miał ochotę sobie pomachać. Co jest bardzo dobrą wiadomością.

Z możliwości machania korzysta zresztą skwapliwie już teraz - ba, tak się w tej obsłudze ściery rozhulał, że zmuszona byłam zweryfikować plan urządzenia zakrojonych na szeroką skalę sobotnich porządków, bo wróciłam wczoraj do wypucowanej chałupy i nie mam już czego sprzątać - z rozpędu i okna umył! Mało tego, nawet w naszym bezdennym, czarodziejskim koszu na brudy - tadamtadam! - znacznie się przerzedziło. Idę o zakład, że jeśli kiedykolwiek przyszłoby mi do głowy porzucić tego mojego dziarskiego domowego kuraka, natychmiast znalazłby się cały tabun usłużnych pocieszycielek, chętnych do tego, by zaprosić go do swej alkowy, kuchni i składziku ze środkami czystości, ja natomiast skończyłabym marnie, bo nie dość, że zarosłabym brudem i umarła z głodu, to jeszcze niechybnie zostałabym wytarzana w smole, pierzu, kocim żwirku i otrębach przez większość znanych mi niewiast, z moją własną matką na czele. Taki chłop w domu to skarb!

Żeby jednak nie było tak całkiem idealnie, problematyczną kwestią okazała się zmiana pościeli. Wiedzieliście, że posiadanie jednej sprawnej dłoni i jednej ciut zdekompletowanej sprawia, że zapięcie guzików staje się niewykonalne? Konkubent nie wiedział. A kiedy już się o tym przekonał, nie omieszkał wezwać mnie na pomoc.

ja, tonem znawcy: Bo widzisz, do tego jest potrzebny przeciwstawny kciuk.
K: Chyba nie jesteś miła!
ja: Chyba nie jesteś naczelnym.
K: …
1:0 dla mnie! :D

Niniejszym chciałabym serdecznie podziękować Panu Opuszkowi za to, że wybrał wolność, dostarczając mi tym samym źródła niewyczerpanej uciechy i drobnych tryumfików (trochę nie fair, wiem, ale co poradzić) w naszych głupawych domowych pogawędkach. Trzymam za niego kciuki i gorąco mu kibicuję na nowej, samodzielnej drodze życia. Niech mu się darzy.

środa, 7 marca 2012

środa, 7 marca 2012

Chłopiec mi się z lekka zdekompletował.
Doszedłszy najwyraźniej do wniosku, że kończyn ci u niego dostatek, więc można trochę przy nich pomajstrować, przy wydatnej pomocy noża do tapet upieprzył sobie był opuszek* kciuka. Na tyle skutecznie, że ten spontaniczny akt samookaleczenia zakończył się szwami, metalową szyną, gustownym temblaczkiem (na NFZ takich ładnych nie dają), niezdolnością do pracy na ponad dwa tygodnie, ketonalem i zwolnieniem do odwołania z wszelkich prac domowych. Los opuszka-buntownika, który według wszelkiego prawdopodobieństwa uznał, że jest już na tyle dorosły, by pójść w świat i wybrać samodzielne życie, pozostaje nieznany, ale życzymy mu jak najlepiej.

Cała historia zaowocowała oczywiście całym mnóstwem komplikacji w, zdawałoby się, najzupełniej banalnych czynnościach dnia codziennego oraz koniecznością wykazywania się przez Konkubenta większą niż zazwyczaj kreatywnością, chociaż skłamałabym, mówiąc, że nie stała się przy okazji źródłem całkiem niezłej uciechy. Głównie mojej, aczkolwiek poszkodowany, mimo że cierpiący, zastanawiał się już, czy nie pójść za ciosem i nie zafundować sobie czterech kolejnych metalowych palców - byłby jak Wolverine.

Mnie osobiście najwięcej radości sprawia jednak zadawanie unieruchomionemu i ograniczonemu gestykulacyjnie Konkubentowi pytań z cyklu: I co? Jak jest? / Smakuje ci obiad? / Dobrze wyglądam? / etc.
Przede wszystkim dlatego, że aktualnie odpowiedź jest tylko jedna:



* Konkubent jest przekonany, że nie była to jakaś tam opuszka, tylko opuszek, Pan Opuszek. Nie śmiem polemizować, w końcu wie lepiej, co sobie odciął, prawda?