czwartek, 25 listopada 2010

czwartek, 25 listopada 2010

Roztaczam przed Konkubentem jeden ze swych strzelistych monologów na przyspieszonych obrotach. Mój chłopiec przez dłuższą chwilę usiłuje nadążyć za moim wartkim tokiem rozumowania i werbalną powodzią, aż w końcu rzecze z mieszaniną rezygnacji i rozbawienia:
- Ty jesteś taka... w te pędy.

Tuszę, że to był komplement.

czwartek, 4 listopada 2010

czwartek, 4 listopada 2010

Nigdy, przenigdy nie będę się już nabijać z bliźnich. A zwłaszcza z mojej Przyjaciółki. Słowo.

Swego czasu kpiłam niemiłosiernie z jej tendencji do przywoływania kaca-rzygacza. Potem sama miałam okazję doświadczyć jednorazowo tej wątpliwej przyjemności i, prawdę mówiąc, dziwię się, że nie trafiłam wówczas na jakąś dwudziestoczterogodzinną obserwację u doktora House'a. Przede wszystkim dlatego, że (proszę wybaczyć drastyczność opisu), żeby nie było mi za wesoło, kluczowy objaw wystąpił u mnie na przystanku w samym centrum miasta, a z racji tego, że głównym komponentem całego przedsięwzięcia było spożyte dzień wcześniej czerwone wino (dobry pomysł), które weszło w mordercze combo ze śliwowicą (bardzo zły pomysł), bardziej spektakularne byłoby chyba tylko krwawienie z oczodołów. Nigdy więcej nie ośmieliłam się drwić.

Wczoraj dowiedziałam się natomiast, dlaczego nie należy się nabijać z laptopa Przyjaciółki, w którym literkę "r" każdorazowo trzeba wklejać, ponieważ odmówiła ona posłuszeństwa.
Odkrycie miesiąca: pisanie mejla metodą kopiuj-każdą-pieprzoną-literkę-spację-i-znak-interpunkcyjny-wklej-każdą-pieprzoną-literkę-spację-i-znak-interpunkcyjny-ponieważ-w-ogóle-nie-działa-ci-klawiatura znajduje się gdzieś na samym szczycie listy Najbardziej Frustrujących Czynności Świata.